Świat we krwi: Obsydianowy Motyl, czyli kolejne spotkanie z Zahredem Michała Gołkowskiego.
Wplątanie Zahreda w podbój Ameryki u boku kastylijskich konkwistadorów okazało się niezwykle intrygujące. Dlatego, zafascynowana tą mieszanką historii i fikcji, postanowiłam kontynuować przygodę z Montezumą i Cortezem, sięgając po drugą odsłonę Świat we krwi Michała Gołkowskiego, zatytułowaną Obsydianowy Motyl.
Witajcie w Tenochtitlan.
Przybyli jako najeźdźcy; wkroczyli do miasta jako zdobywcy; zaś teraz, ku zdumieniu wszystkich, mają być – przyjaciółmi?
To nie może być, szepczą pomiędzy sobą ludzie. Montezuma na pewno oszalał. Biały wódz Cortes rzucił na niego urok, skradł mu odwagę wraz z rozumem!
Pośród ciemności nocy rozlega się delikatny trzepot skrzydeł, gdy to, co utkane z cieni przeznaczenie wyłania się z dymu kamiennego zwierciadła: wkrótce jasne stanie się, jaką rolę przypisano temu, który nosi na swoich rękach malunki zwierząt.
Niech śmiertelni drżą, nie śmiejąc podnieść nawet wzroku, gdyż sami Bogowie ingerują w sprawy ludzi.
Nadchodzi koniec, który będzie nowym początkiem.
Tak jak lubię. ;)
Zahred, Montezuma i Cortes w tej odsłonie przeszli moje najśmielsze oczekiwania! Trzy potężne osobowości w końcu pokazały się w pełnej krasie, a ich interakcje stały się źródłem fascynującej, choć nie aż tak krwawej akcji, jakiej można by się spodziewać.
Cortes? Cóż, przewidywalny do bólu – jego władcze zapędy nie zawodzą. Montezuma natomiast wreszcie przejrzał „podstęp” hiszpańskiego przybysza i zaczął zmieniać swoje podejście nie tylko do białych ludzi, ale i do swojej roli jako władcy. To była mocna przemiana, która dodała historii sporo dynamiki.
No i Zahred. Ten gość z każdą stroną jest coraz bardziej intrygujący. Nie tylko pokazuje się z najlepszej strony, ale i uchyla rąbka tajemnicy o swojej przeszłości, co daje książce niesamowitego powera.
Ale Obsydianowy Motyl nie tylko bohaterami stoi. Akcja jest żywa, a choć nie tak krwawa jak w poprzednich tomach, to wciąż „ma kopa”. Polityczne intrygi i manipulowanie nastrojami społecznymi napędzają fabułę lepiej, niż można by przypuszczać.
Nie mogę też nie wspomnieć o świetnym sportretowaniu zwyczajów i zachowań ludów zamieszkujących tereny dzisiejszego Meksyku. To nie tylko dodaje autentyczności, ale i wzbogaca całą opowieść.
Wszystkie te elementy zgrabnie się przeplatają, tworząc lekturę, którą pochłonęłam z wielką przyjemnością. Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że Obsydianowy Motyl Michała Gołkowskiego to, jak dotąd, moje ulubione spotkanie z Zahredem. Gorąco polecam! :)
No Comment! Be the first one.