Zaginiona, czyli ostatnie spotkanie z Kuzynkami Andrzeja Pilipiuka.
Kiedy w czerwcu tego roku postanowiłam „ściągnąć” Kuzynki Andrzeja Pilipiuka z mojej uroczej listy „półkowników”, nie spodziewałam się, że aż tak polubię bohaterki tego lekkiego czytadełka. A jednak — wciągnęłam się na tyle, że z prawdziwą przyjemnością, w zaledwie pięć miesięcy, dotarłam do ostatniego tomu serii zatytułowanego Zaginiona.
Wyspa.
Każda z nich pragnie tylko jednego – kreślonej na pergaminie XIX-wiecznej kopii starej mapy północnego Atlantyku.
Do czego może prowadzić znajdujący sią na koziej skórze plan Friesland?
Nikt tak naprawdę nie wie, czy wyśniona wyspa istnieje naprawdę, a jeśli tak – jakie kryje w sobie niebezpieczeństwa.
Dwa opowiadania.
Pożegnanie z pannami Kruszewskimi wypadło raczej słabo.
Autor postawił na dwa opowiadania, które były mocno rozwleczone, a nasze drogie Kuzyneczki jakby straciły swój dawny blask. Rozumiem, że alchemiczna choroba Stasi miała swoje znaczenie fabularne, ale rozwiązanie problemu — powiązane z tajemniczą społecznością i wyspą — nie do końca mnie przekonało.
Drugie opowiadanie, to o skrzypcach, również mnie nie zachwyciło. Szczerze mówiąc, gdyby pojawił się w nim Robercik Storm, całość miałaby o wiele więcej uroku.
Czytając Zaginioną, miałam wrażenie, że Stanisława i Katarzyna straciły swój animusz i charakterek. Wyglądały, jakby były znudzone i przemęczone życiem, co mocno odbijało się na tempie akcji i chumorze.
Największa szkoda, że finał serii całkowicie pominął Monikę Stiepankovic, która w poprzednich tomach dodawała fabule świeżości i młodzieńczego kolorytu.
No Comment! Be the first one.