Bursztynowy miecz Marty Mrozińskiej, czyli cudem odratowana Wszebora Lapis poznaje swoją babkę.
Debiutancka powieść Marty Mrozińskiej, Jeleni sztylet, zachwyciła mnie przede wszystkim świetnie wykreowanymi postaciami i wyjątkowym, słowiańskim klimatem. Dlatego nie mogłam oprzeć się pokusie, by ponownie zanurzyć się w ten magiczny świat i sięgnąć po drugi tom trylogii, Bursztynowy miecz, aby sprawdzić, jak potoczyły się losy Bory i innych bohaterów.
Sztylet i miecz.
Pozbawiona przyjaciół, zdradzona i poraniona Bora, jednocześnie musi zmierzyć się z zupełnie innymi wyzwaniami. Plany wobec niej ma młody król, ma też jej babka pragnąca za wszelką cenę władzy i wpływów, która nieoczekiwanie wkracza do jej życia. Gdzie szukać sojuszników i jak wyrwać się na wolność, by wypełnić misję, którą otrzymała od Starego Ludu?
Zaufanie przychodziło jej zawsze z największym trudem, a enigmatyczne wskazówki Doli napawają dziewczynę coraz większym niepokojem. W pradawnym obrzędzie przywołania deszczu Bora udowadnia swoje dziedzictwo i ratuje Awandię od suszy. Wszyscy chcą użyć mocy Bory.
Dostaje misję dotarcia do kopalń na północy, która ma przynieść ratunek okupowanemu przez Waregów królestwu. W trakcie tej arcyniebezpiecznej wyprawy dołączą do niej nieoczekiwani sojusznicy. Czy może im zaufać? I komu będzie służyć?
Tarnina i Dorota.
Pierwsze „takty” książki były mocno niemrawe. Bora nie była sobą, a jej dziecinne zachowanie mocno mnie drażniło. Rozumiałam po części ten zabieg, który miał uwypuklić przebiegłość i podłość Tarniny, ale rozwlekanie wątku rozmamłanej Wszebory było nużące.
Jedyną pociechą w tym całym użalaniu się dziewczęcia nad sobą było spotkanie z Dolą i obrządek przywołania deszczu z uroczym Slavikiem na czele.
Na szczęście okres „kwękania” Bory nie trwał długo, a gdy tylko udało jej się wyrwać na wolność, akcja dosłownie „ruszyła z kopyta”. Ja zaś ponownie zachłysnęłam się światem pełnym słowiańskich stworzeń i wierzeń. Świetnie bawiłam się podczas wieczornych dyskusji przy ognisku, łączyłam wątki w głowie i kibicowałam skromnej drużynie w ich krwawych potyczkach oraz w innych mniej, bądź bardziej dramatycznych zwrotach akcji.
Skoro wspomniałam o ekipie, myślę, że warto dla kontrastu do żmijowatej Tarniny wspomnieć o najemniczce Dorocie. Swoją prostotą i przemyśleniami często kradła całe show. Jej dobre, zaradne serce, rytuał parzenia herbaty czy najzwyklejsze kłótnie z przyrodnim bratem pokazywały, że wystarczy być „człowiekiem”, aby zyskać nie tylko sympatię czytelnika. ;)
Reasumując, Bursztynowy miecz Marty Mrozińskiej to świetna kontynuacja Jeleniego sztyletu, trzymająca wysoki poziom. Choć nie zakończyła się tak spektakularnie jak pierwszy tom, to poza początkowym marudzeniem miała w sobie to „coś”, co wciąga i sprawia, że chce się dalej kibicować bohaterom i odkrywać przedstawiony w powieści świat.
Gorąco polecam!
Książkę przeczytałam w ramach wyzwania:
|
Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję: Wydawnictwu Zysk i S-ka
|
No Comment! Be the first one.