Wilk samotnik, czyli ostatnie spotkanie z Koniaszem Miroslava Žambocha.
Byłam odrobinę zawiedziona (formą nie treścią) drugim spotkaniem z Koniaszem, które okazało się tylko zbiorem zgrabnie zlepionych osobą głównego bohatera opowiadań. Ponieważ gościa mimo wszystko polubiłam, postanowiłam rozstać się z nim jak należy i sięgnęłam po ostatnią odsłonę Koniaszowego cyklu pod tytułem Wilk samotnik Miroslava Žambocha.
Magiczny artefakt.
Rusza na polowanie, jakiego dotąd nie znała historia. Wszyscy chcą tylko jednego…
Zabić go! Zabić Koniasza! Mordujcie go tak by czuł, że umiera…
Istnieje coś takiego, co nazywam magią książki, trudne to do definicji, ale chodzi mniej więcej o to, że człowiek otwiera powieść, czyta i ginie. Zaczyna się wszystko widzieć, słyszeć, czuć, kibicować bohaterom i zapominać o głodzie, senności i innych potrzebach. W przypadku historii o Koniaszu właśnie tego doświadczam.
Życie piękne jest.
W sumie nie mogę znaleźć niczego, co mogłabym tej książce zarzucić — no może poza kilkoma przegadanymi momentami Mirą. ;)
Historia jest świetnie skonstruowana i co ważne opowiedziana nie tylko z perspektywy Koniasza, dzięki czemu miałam lepszy obraz na całą sytuację i fabuła nie wydawała mi się „liniowa”.
Bohaterowie — oczywiście poza Koniaszem, który notabene wyraźnie docenia życie, co widać wyraźnie podczas kalkulacji ryzyka przy poszczególnych akcjach — wydają się dość prości, ale po głębszym poznaniu, widać, że nikt nie jest tym, kim wydaje się na pierwszy rzut oka.
Dynamiczna akcja toczy się we właściwym kierunku, fabuła spina się wyśmienicie, a finałowy pojedynek, to było to, co chciało się czytać.
Nic tylko czytać, oczywiście na lekko! :)
No Comment! Be the first one.