Wojna Kalibana, czyli drugie spotkanie z cyklem Expanse Jamesa S.A. Corey’a.
Po Przebudzeniu Lewiatana byłam bardzo nakręcona na kolejne części cyklu Expanse, ale z różnych powodów nie mogłam znaleźć czasu na Wojnę Kalibana. W końcu jednak książkę udało mi się przytulić do serducha, i muszę przyznać, że po raz kolejny Expanse zrobiło mi dobrze. ;)
Protomolekuła i poszukiwanie Mei.
Choć Ziemia i Mars przestały do siebie strzelać, ich sojusz legł w gruzach. Planety zewnętrzne i Pas nie czują się jeszcze pewnie w świeżo zdobytej – być może tymczasowej – autonomii.
I właśnie wtedy na jednym z księżyców Jowisza atakuje pojedynczy superżołnierz, mordując oddziały Ziemian i Marsjan, na nowo wzbudzając zarzewie wojny. Wszyscy starają się odkryć, czy to zapowiedź ataku obcych, czy też niebezpieczeństwo kryje się znacznie bliżej domu.
Coś nowego, coś starego i polityka level hard. ;)
W zasadzie wszystko, co chciałabym napisać o tej książce, zawarłam już w recenzji Przebudzenia Lewiatana.
Świat, który mnie zafascynował w pierwszej odsłonie cyklu, otwiera się na kilka nowych lokalizacji, dzięki czemu wszyscy zamieszani w wydarzenia bohaterowie mają więcej miejsca na „zabawę”, nie tylko w zakresie politycznym, ale i ekonomicznym.
Intryga, która napędza akcję, jest równie porywająca, a interakcje między bohaterami, które tak mnie urzekły w Przebudzeniu Lewiatana, nadal zachwycają i utrzymują wysoki poziom.
Poza Holdenem i jego ekipą, na scenę wkracza kilka nowych postaci. Najbardziej przypadła mi do gustu Avasarala. Ta kobieta nie daje sobie w kaszę dmuchać i nawet postawiona pod ścianą zachowuje się jak rasowy gracz w pokera, zawsze wiedząc, jakimi kartami zagrać, by pozostać w grze.
No i to chyba tyle, co mogłabym dodać. No może poza tym, że już cieszę się na kolejne spotkanie z bohaterami cyklu.
Polecam szczególnie miłośnikom kosmicznych podróży i przygód! :)
Bez wdawania się w szczegóły (ani ujawniania wydarzeń) nadmienię tylko, że moją ulubioną postacią w całej serii – zaraz po Amosie – jest Bobbie Draper. Nie pamiętam teraz, w którym tomie się ona pojawia po raz pierwszy, ale na czuja kojarzę, że chyba w okolicach trzeciego.
Najfajniejszym aspektem całej serii jest moim zdaniem to, że kiedy człowiekowi się wydaje, że już nie można nabrać większego rozmachu, panowie Corey udowadniają, że jednak można :)
Bobbiego jeszcze nie było, więc będę go wyczekiwać w kolejnych tomach. ;)
Jej. Nie “go” tylko “jej”. Bo to kobita jest. Ale taka z jajami! Już się zamykam, żeby za dużo nie wypaplać.
No i wypaplał, żadnego zaskoczenia nie będzie :P
Ale co wypaplał, jak wypaplał, toż już w pierwszym komentarzu pisałem, że chodzi o panią, a nie pana .