Jezioro i Dwa mutanty Romana Kulikowa.
Wyprawy „za Kordon” nie były mi ostatnio po drodze, stąd ostatnia książka z serii Fabryczna Zona musiała porządnie obrosnąć kurzem, bym rzuciła na nią okiem i rozpoczęła swój kolejny spacer po Zonie wraz z Romanem Kulikowem i jego powieścią Dwa mutanty.
Rekonwalescencja na środku jeziora.
W domu Kreta.
W sumie mogłabym podsumować książkę jednym zdaniem: Było ok.
Akcja w porównaniu do dwóch poprzednich tomów była mocno dynamiczna, a klimat zony, wzbogacony militarnym pazurem, też był w porządku. Anomalie wokół domku na wodzie Kreta rozpalały wyobraźnię.
Jednakże sama fabuła nie porwała mnie po przerwie tak, jakbym tego oczekiwała. Choć pojawiły się intrygi, wydawały mi się grubymi nićmi szytymi. Powtarzalność sytuacji była męcząca, a przy każdym przejęciu domu przez Kreta, tylko uśmiechałam się pod nosem i kręciłam głową z powodu kolejnej śmiesznej akcji.
Na szczęście Powinność była starą dobrą Powinnością, a sam mutant z jego górnolotnymi przemyśleniami dawał radę.
Reasumując. Dwa mutanty Romana Kulikowa dały radę. Klimat Zony i anomalie powinny zadowolić fanów Uniwersum, a spotkanie ze znajomymi bohaterami (Bullem, Kretem, Chomikiem i Sztychem) doda całości dodatkowego smaczku.
Polecam fanom Fabrycznej Zony.
Dla mnie to fascynujące, że taka – ciut niszowa – seria ciągnie tak długo i ma tyle części. Bo to z kolei oznacza, że musi się odpowiednio sprzedawać. To pokazuje, jak ważna czasem jest odpowiednio sprofilowana, wierna grupa odbiorców.
Już przestała „ciągnąć”. Już nawet adres www fabrycznej przestał istnieć.
Metro 2033 już też dorzuca sporadycznie jakiś tytuł.
Może za lat kilka postapo w tej formie ponownie się odrodzi. ;)