Virion i Taida wspólnie ratują Cesarstwo, czyli Virion. Zamek Andrzeja Ziemiańskiego.
Pojawienie się na rynku Viriona w wersji „dziadkowej”, przyspieszyło moje plany na zapoznanie się z cyklem Szermierz Natchniony, którą dumnie otwiera tom pierwszy pod tytułem Virion. Zamek.
Współpraca.
Szalony świat Viriona – szermierza natchnionego, byłego skazańca, męża upiorzycy i przyjaciela upiorów – właśnie przeistoczył się w istny sen wariata.
Pozostawiona w klasztorze Niki ma dla męża niespodziankę, która wprawi w osłupienie zarówno jego, jak i najstarsze upiory.
Szalenie niebezpieczny, ale jednak uporządkowany świat Zamku drży w posadach.
Gwiazda z ogonem przetacza się przez nieboskłon.
Taida i Virion stają do walki ramię w ramię.
Świat się kończy. Nadchodzi czas wszechogarniającego zła, nieposkromionego chaosu i doszczętnego zniszczenia.
Wielki powrót Viki, Taidy i Viriona.
Biorąc pod uwagę mocno rozwleczone zakończenie poprzedniej serii, miałam trochę obawy, czy Virion wkraczający w cykl kolejny po prostu mi się nie znudzi.
Już po pierwszych stronach książki wiedziałam, że nuda w tym odcinku mi nie grodzi, a cała zabawa zapowiada się wręcz pysznie.
Pomysł współpracy Viriona z Taidą, to był strzał w dziesiątkę, który mocno podgrzał atmosferę otoczenia. Jakby jednak całego zamieszania ze wspólnym ratowaniem Cesarstwa przez doborowy zespół było mało, to jeszcze dla podkręcenia zabawy Viki powróciła w swojej najlepszej formie i to w dodatku w dwupaku.
Nowy „bohaterski” nabytek — Kody — doskonale wkomponował się w tło powieści, a jego przemyślenia dotyczące każdej sytuacji, to był prawdziwy majstersztyk. :) Starzy wyjadacze (Hekke, Nolan czy Tania) też spisali się wyśmienicie.
Dzięki pomysłowi, wyraźnej chemii między bohaterami, cała powieść od akcji aż wrzała. Brutalny świat dawał wszystkim nieźle popalić. Intryga i wszelkiej maści knowania doskonale uzupełniały krajobraz, a humor jak zawsze był odpowiednio soczysty i ironiczny.
Jednym słowem. To było, to czego oczekiwałam od tego typu, rozrywkowej, fantastycznej powieści.
Polecam do czytania na lekko!
Ogólnie seria o Virionie podoba mi się tak samo jak o Achai (czyli bardzo), ale po lekturze ostatniej części zaczynam odczuwać lekki niedosyt. Trick z „amnezją” u starszego pana był nawet zabawny, ale ogólnie klimaty zaczynają się robić przewidywalne. Jedyne, czego się tak naprawdę nie mogę doczekać, to ukazania potyczki Viriona z Achają, z perspektywy tego pierwszego.