Idź i czekaj mrozów, czyli w końcu wkraczam do Wilczej doliny Marty Krajewskiej.
Jeżeli chodzi o powieść Marty Krajewskiej, Idź i czekaj mrozów, to mogę napisać, iż było z nią tak, jak z tą przysłowiową sójką, która wybiera się za morze. ;) I pewnie historia tej powieści byłaby dla mnie nadal tajemnicą, gdyby nie wyzwanie #polskafantastykafajnajest, które zmotywowało mnie do rozejrzenia się po Wilczej dolinie. ;)
Venda i starożytne proroctwo.
Na oczach Vendy wypełnia się starożytne proroctwo. Do Wilczej Doliny powraca DaWern – ostatni z Wilkarów. Zemsta Pana Lasów za rzeź jego dzieci wydaje się nieunikniona. Czy zakazana miłość stanie na drodze przeznaczeniu, czy też pozwoli wypełnić przerażającą przepowiednię? Jak potoczą się losy zakochanego w zielarce syna karczmarza, pięknej minstrelki Stalki, towarzyszącego jej wojownika i innych mieszkańców wioski, z których każdy skrywa swoje tajemnice?
Baśniowo i sprzecznie.
Jestem z jednej strony zaintrygowana, a z drugiej lekko rozczarowana powieścią. Gdyż nie jest ona do końca powieścią, a raczej zbiorem opowiadań. Te, cóż prawda ułożone są w miarę chronologicznie, dają nam pewną spojrzenie na postępujące po sobie wydarzenia, ale w tym zlepku dość luźnych historii nie ma wyraźnego wątku przewodniego.
Venda też na razie mnie nie przekonuje swoją osobą. Owszem jest odważna i potrafi postawić na swoim, ale z drugiej strony zamiast po śmierci opiekuna, który nie był jej ojcem, poszukać swoich korzeni, po prostu poddaje się biernie otoczeniu. Do tego z jej wiedzą, chyba powinna trochę „poszperać” i zainteresować się, dlaczego jej przybrany ojciec umarł w taki, a nie inny sposób. A ona jakby to przyjęła na klatę i zacytowała klasyka „kto umarł, ten nie żyje i kropka”. Widząc jednak, jak z każdym rozdziałem bohaterka się rozwija i „nabiera rumieńców”, to tych kilka niedociągnięć w jej postaci mogę zapisać jako wypadek przy pracy, który nie będzie mi się rzucał w oczy w kolejnych odcinkach. ;)
Przy mało ogarniętej Vendzie sporo lepiej wypadła, chociażby jej przyjaciółka Jada, która wiem, czego chce i nie pozwoli, by jej rodzice planowali jej życie.
Wyżaliłam się, to jeszcze kilka słów o tym, co mi się podobało w zaserwowanych opowiadaniach, a zacznę od klimatu. Ten został lekko nasączony słowiańską magią i potworami. Dzięki czemu można było zatańczyć z mamunami i zaprzyjaźnić się z chmurnikiem. ;)
Podobał mi się również zarys (dokładnie zarys!) świata. Jeżeli zostanie on rozwinięty, a opisy nabiorą głębi, to może być naprawdę fajnie.
Reasumując. Może Idź i czekaj mrozów Marty Krajewskiej, nie powaliło mnie na kolana, ale myślę, że jest niezłym początkiem, dość zgrabnie zapowiadającego się fantastycznie słowiańskiego cyklu.
Polecam wszystkim, którzy lubią takie klimaty. :)
No Comment! Be the first one.