Czerń, czerń i jeszcze więcej czerni, czyli Stalowa Burza Thomasa Arnold.
Choć kreacja bohaterów cyklu Legendy Archeonu Thomasa Arnold uwierała mnie dość mocno od samego początku, to jednak świat i pomysł na fabułę, na tyle mnie zaintrygowały, iż postanowiłam zamknąć trylogię, sięgając po jej ostatnią odsłonę pod tytułem Stalowa Burza.
W enklawie Ethrunów.
Choć Czerń przywiodła na grzbietach fal zniszczenie oraz śmierć, wielu Ethrunów przetrwało. Gdy jednak opuścili ciemność i ciepłe promienie słońca na powrót ogrzały posiniałe z zimna ciała, słowami nie byli w stanie wyrazić smutku ani żalu, z jakim przyszło im się zmierzyć. Na przekór nadziei – zewsząd otoczeni przez zgliszcza – padli na kolana, prosząc Stwórców o rychłą i łagodną śmierć. Ta jednak nie nadeszła. Na swe miejsce odpoczynku wybrała Kasarak – upadłe archeońskie miasto ukryte pośród Gór Mglistych pod czarną chmurą potępionych bytów.
Na dwoje babka…
Mam niesamowity problem nie tylko z tym odcinkiem, ale również z całą serią.
Bo o ile do pomysłu, klimatu czy nawet tempa akcji (choć dłużyzny się zdarzają), nie mam najmniejszych zastrzeżeń. To jeżeli chodzi o samych bohaterów, to mogłabym w zasadzie „zrepetować” moje poprzednie notki.
Przez trzy „spasione” tomy, nie byłam w stanie zadzierzgnąć nawet najmniejszej więzi z choćby z jednym bohaterem. Są oni płascy jak deska, cechują się równie spłaszczonym poczuciem humoru i są tak szablonowi, że aż trudno uwierzyć, że w tak rozbudowanej historii, ze wspaniale wykreowanym światem, taki stan rzeczy jest w ogóle możliwy.
Na szczęście ilość wydarzeń, które dzieją się na planszy i nieoczekiwane zwroty akcji powodują, iż jakoś tę gorzką, bohaterską pigułkę podczas czytania, byłam w stanie przełknąć. Choć przyznaję, iż mimo wielu fajnie opisanych bitew, wymyślnych zasadzek, nieszablonowych pościgów, zostałam zamęczona czernią.
Książkę dosłownie zalała czerń. I nie chodzi tylko o to, że ogólnie historia nie miała „uśmiechać się” na prawo i lewo oraz puszczać oczko do czytelnika, ale pokazać marazm, jaki ogarnął choćby enklawę Ethrunów. Chodzi mi raczej o to, że wszystko tłumaczyła czerń i ciężko było się emocjonować na każdym etapie książki walką z takim wrogiem. Ot, kolejna potyczka z czernią.🥱
Reasumując. Stalowa Burza Thomasa Arnold, to niezłe, pomysłowe i wyjaśniające sporo, zwieńczenie trylogii z bohaterami z szablonu. Dlatego jeżeli macie ochotę na dobrą historię z rozbudowanym światem, ciekawą akcją z wieloma zwrotami, to cała trylogia powinna się Wam spodobać. Jeżeli zaś poszukujecie do tego dobrze wykreowanych bohaterów, to czytacie tę trylogię na własną odpowiedzialność. ;)
No Comment! Be the first one.