Tajemniczy Krąg, skomplikowane śledztwo i konflikt pomiędzy Elendel a zewnętrznymi miastami, czyli Brandon Sanderson przedstawia Zaginiony metal.
Od kiedy odłożyłam na półkę Żałobne opaski z niecierpliwością wyczekiwałam kolejnego spotkania z Waxilliumem Ladrianem. I w końcu po pięciu długich latach, mogłam ponownie spotkać się z moim ulubionym bohaterem w siódmej osłonie cyklu Z Mgły Zrodzony pod tytułem Zaginiony metal.
Senator Waxillium Ladrian.
Po tym, jak Wax odkrywa nowy rodzaj materiału wybuchowego, który ma bezprecedensową niszczycielską moc, i uświadamia sobie, że Krąg z pewnością już go zna, nieśmiertelny kandra wyjawia, że moc Harmonii nie sięga Bilming. To znaczy, że miasto uległo wpływom innego boga – Trella, którego wyznaje Krąg. A Trell nie jest jedyną istotą przybywającą z szerszego cosmere – Marasi zostaje zwerbowana przez ludzi spoza świata, obdarzonych dziwnymi umiejętnościami i twierdzących, że ich celem jest ochrona Scadrialu… za wszelką cenę.
Wax musi zdecydować, czy odłożyć na bok swój konflikt z Bogiem i znów stać się Mieczem, wykutym przez Harmonię. Jeśli nikt nie odważy się zostać bohaterem, którego potrzebuje Scadrial, planetę i miliony jej mieszkańców czeka gwałtowny i tragiczny koniec.
Za mało Wax-a w Wax-ie.
No i klops.
Nie przypuszczałam, że kiedykolwiek popełnię słowa o tym, że Brandon Sanderson napisał taką sobie nijaką poczytajkę. Poczytajkę, która odebrała głównym bohaterom, to co mieli najlepsze i w zasadzie „wycięła” ich unikalność z fabuły.
Nie jestem w stanie przeżyć również wodolejstwa, które ta osłona uskuteczniła. Autor w przypadku poprzednich książek z tej serii „wiosłował jak najszybciej do brzegu”, a Zaginiony Metal po prostu przegadał i dodatkowo dobił mnie dialogami o niczym.
Rozmowy, które prowadzą ze sobą Wax, Wayn, Steris i Marasi są nieustannym pasmem utyskiwania i powtarzania wiadomości. Dlatego momentami zastanawiałam się, czy autor ma mnie za jakąś zapominalską gąskę, że postanawia większość wiadomości powtórzyć mi po n-razy.
Dodatkowo trochę nie jestem w stanie zrozumieć (no może jestem) ciągłego nawiązywania i łączenia wątków z różnych światów Cosmere. Owszem czytałam już prawie wszystkie książki autora (poza Rozjemcą i jestem w trakcie czytania Białego piasku), ale nie jestem w stanie zapamiętać każdego z detali przedstawianych światów. Więc z jednej strony fajnie, że coś autor chce połączyć, ale z drugiej strony nie każdy ma „w małym palcu jego książki” i oczywiście, nie każdy musiał je wszystkie przeczytać.
Zdaję sobie sprawę, że przedstawiam Zaginiony metal z tej gorszej strony, ale sama książka nie jest tworem tragicznie złym. Z punktu widzenia warsztatu i samego języka, to ciągle jest ten sam dobry Sanderson, który wie, jak zachwycić czytelnika. Tylko trochę jakby dobrego pomysłu w tej odsłonie serii było brak. I ten brak autor za wszelką cenę chciał „przypudrować” ilością zbędnego materiału.
A wystarczyło tylko skupić się na Wayne i Waxie, dorzucić kilka pikantnych szczegółów z uniwersum i w ten sposób rozstać się ze wspaniałymi bohaterami i zakończyć II Erę.
Jeszcze tej książki nie czytałam, ale na pewno przeczytam – uwielbiam Sandersona :)
Dla mnie jest jak Tolkien – niby tyle książek, ale jeden świat, jedna fabuła. Ja nawet nie oczekuję, że wszystko zapamiętam.
Ciężko wszystko zapamiętać. ;) A książkę warto przeczytać, choćby dla ciągłości i znajomości tego, co stało się z Wax-em i Waynem.
Też mam poczucie, że nie jest to najlepsza książka Sandersona, choć bohaterów poprowadził umiejętnie.
Bohaterowie, tak byli dobrze poprowadzeni, ale to wodolejstwo. ;)
Między mną i twórczością Sandersona vibe’u nie ma. Podobne zarzuty miałam już na etapie czytania drugiej cześci Z mgły zrodzonego (to był Bohater wieków, si?) – do tego kreacja postaci u autora opiera się na ckliwych i nostalgicznych fundamentach i kurczę… nie, nie mam na to siły. Co do ABŚ – w przypadku pierwszych dwóch tomów byłam zachwycona, ale Dawca przysięgi pogrzebał najlepsze elementy świata w jakiejś zapomnianej czeluści niekontynuowanych rozwiązań i tak naprawdę nie wiedziałam, czy zmierzająca w tym kierunku fabuła mnie jeszcze będzie ciekawiła. Czytało się bardzo ciężko i wydaje mi się, że to trochę tom o niczym, tak jakby Sanderson miał pomysł na kawałek fabuły, ale wiedział, że czytelnicy nie przywykli do cienkich książek, a już na pewno nie w ABŚ i dlatego stwierdził, że skomplikuje drogę do punktu kulminacyjnego jak się da. I dlatego pożegnałam się z tym cyklem i z autorem już na stałe :)
Widzę, że masz odczucia do Sandersona, takie jakie ja do Kinga. Wszyscy wzdychają, a ja cóż, pożegnałam się z autorem i jego twórczością. ;) Wiadomo, nic na siłę, nie każdemu wszystko musi się podobać. :D
Tak, podobnie, choćbym chciała to nie czuję “chemii” do tych powieści :/
Przyznam, że myślała nieraz, żeby sięgnąć po Sandersona, ale czuję się przytłoczona tymi nawiązaniami. Nie wiem od czego zacząć, czy muszę czytać szybko te książki jedną po drugiej, bo potem nie ogarnę. Masz może jakieś wskazówki dla początkującej? :)
W jakiej kolejności zaczniesz, to nie ma znaczenia. Ja zaczęłam od Drogi Królów, potem przeszłam do Ostatniego Imperium, a dalej totalnie wypadłam z Cosmere, bo przeczytałam młodzieżowy cykl Mściciele. :D
Jakbyś chciała wiedzieć, które tytuły należą do Cosmere to:
Archiwum Burzowego Światła
– Droga królów
– Słowa światłości
– Dawca przysięgi
– Odprysk świtu
– Rytm wojny
Ostatnie Imperium
– Z mgły zrodzony
– Studnia wstąpienia
– Bohater wieków
– Stop prawa
– Cienie tożsamości
– Żałobne opaski
– Zaginiony metal
Elantris
– Dusza cesarza
– Elantris
Rozjemca
– Rozjemca
Biały piasek
– Biały piasek 1
– Biały piasek 2
– Biały piasek 3
Zbiór opowiadań
– Bezkres magii
Dziękuję bardzo :))