Fantasty postapo, czyli Przetaina Andrzeja Pilipiuka.
Andrzeja Pilipiuka, czyli Wielkiego Grafomana, który znany jest między innymi z uwielbianych przeze mnie opowiadań o doktorze Skórzewskim, nie trzeba, już myślę nikomu przedstawiać. Acz wydaje mi się, że warto nadmienić, iż Przetaina jest pierwszą stuprocentową powieścią fantasty, która wyszła spod jego pióra. Jak wypadła w moich oczach? O tym kilka słów poniżej.
Wędrujemy, by odnaleźć siebie.
W odległej krainie, na brzegu nieznanego morza żyją Plemiona. Czczą Boga o Stu Twarzach i jego kociogłową córkę Nefem i prowadzą proste, spokojne życie. Wszystko wskazuje jednak na to, że już niedługo przyjdzie im podzielić los Przodków, których cywilizację zmiótł z powierzchni ziemi olbrzymi kataklizm. Jedynym ratunkiem wydaje się ucieczka w głąb kontynentu, na nieznane ziemie zamieszkiwane przez obce i być może wrogie plemiona. W poszukiwaniu nowego miejsca do życia wyrusza wyprawa złożona ze śmiałków wskazanych przepowiednią. Być może połączenie na powrót dwóch zwaśnionych plemion odwróci los. Zadanie nie będzie jednak ani proste, ani bezpieczne, a na ścieżkach prowadzących przez góry pozostaną nie tylko ślady stóp, ale i ślady krwi. Ale w bogach nadzieja. Wszak oni zawsze prowadzą nas właściwą drogą, a jeśli się na niej potykamy, to o własne nogi.
Na dwoje babka…
Trochę mam problem z tą książką. Bo jako powieść drogi, która pokazuje trudności, z jakimi muszą mierzyć się bohaterowie, w zrujnowanym kataklizmami świecie powiedzmy, że przypadła mi do gustu. Choć miejscowe dłużyzny i bardzo nierówny rytm akcji powodowały, że momentami „kręciłam noskiem”.
Ten sam problem miałam z bohaterami. Oni byli i nic poza tym. Nie poczułam z nimi żadnej więzi, czy choćby minimalnej chęci kibicowania im. Mam wrażenie, że spowodowała to dziecinność relacji i dialogów między nimi.
No i przyznaję, że dobiła mnie końcówka, a w zasadzie jej brak.
Dla mnie cała historia przegalopowała przez ostatni rozdział i urwała się w połowie zdania. Poczułam ogromny niedosyt, bo ja chciałam odkrywać ten świat, zagrzebać się w tworzącej się intrydze, a nie „potknąć się” o słowo KONIEC.
Dlatego ciężko mi ocenić tę książkę. Bo, jeżeli jest ona wstępem do nowej serii, to zapowiada się intrygująco (tylko trzeba popracować trochę nad bohaterami ;)). Z drugiej strony, jeżeli KONIEC, to koniec — to niestety jestem/będę bardzo niezadowolona.
I z tym niezdecydowanym akcentem, zostawiam Was z decyzją, sięgać czy nie sięgać po Przetainę Andrzeja Pilipiuka.
Dzięki za podlinkowanie recenzji :)
Dla mnie to taki przeciętniak. Niby ok, ale to właściwie tyle ;)
Dokładnie tym właściwym słowem jest “niby”. :P
O, kolejny fajny blog o książkach. Dodaję do czytnika!
A mi się “Przetaina” spodobała, o dziwo, bo na ogół nie lubię takich przegadanych opowieści, wolę jak się ganiajo po kosmosie i szczelajo laseramy.
Aczkolwiek końcówka faktycznie trochę ucięta – jeżeli to początek serii, to pół biedy. Jeżeli nie, to słabo…
https://xpil.eu/przetaina-recenzja-ksiazki/
Jakby nie ten KONIEC, to pewnie coś bym tam pomarudziła, ale koncept mi się podoba. No i pozostaje czekać na informację, że jednak ten KONIEC, to nie był KONIEC. ;)