Kryminał na Święta, czyli Tajemnica pustego kufra. Świąteczne śledztwo Mary Kelly.
Gdy na domach migają światełka, a w sklepach słychać najbardziej świąteczny przebój grupy Wham!, to nachodzi mnie ochota na literaturę ze śniegiem i karpiem w tle. Dlatego odpowiednio nastrojona postanowiłam skusić się na propozycję wydawnictwa Zysk i S-ka i już w pierwszych dniach grudnia sięgnęłam po kryminalną powieść pod tytułem Tajemnica pustego kufra. Świąteczne śledztwo Mary Kelly.
Olga Karuchin i jej skarb.
W ogarniętej przedświąteczną gorączką stolicy przewija się barwna parada kolejnych podejrzanych: poniewierany przez księżną wnuk, bogaty jubiler, żądni zemsty komuniści… Nightingale oraz Beddoes mają twardy orzech do zgryzienia.
Czyta się szybko, ale…
Muszę przyznać, że mam z tą książką pewien problem. Gdyż pomysł na fabułę może nie jest najbardziej oryginalny, ale w sumie nie miałam do niego żadnych zastrzeżeń. Nastrój też mi podpasował. Tu i tam pojawiły się wzmianki o świętach, a tu i tam prószący śnieg dopełniał klimat.
Sama akcja, jest w miarę dynamiczna, ale też mocno zagmatwana i czasem naszpikowana zbędnymi monologami, które pasują do całej fabuły jak „pięć do oka” (wywód Brett’a dotyczący młodszych kobiet). Bohaterowie w tej przyspieszonej akcji niestety nie mają szansy się rozwijać. Ot, po prostu są i jakoś żaden z nich nie zapadł mi mocniej w pamięć.
I może z tymi płaskimi, tendencyjnymi bohaterami „przetrawiłabym” tę historię całkiem dobrze, gdyby nie rozwiązanie zagadki. Nie chcę spojlerować, ale tak niedorzecznej sceny między trzema zamkniętymi osobami w samochodzie się nie spodziewałam.
Stąd ciężko mi tę książkę ocenić. Bo literacko i klimatycznie jest ok, ale część kryminalna pozostawia ona wiele do życzenia.
No Comment! Be the first one.