Gdzie zaginął rycerz Pogorzałek, czyli Głodna Puszcza Marcina Mortki.
Kociołek ze swoją zakręconą ekipą, doprawioną sporą dawką humoru sprawił, że z ogromną chęcią i ogromnym „apetytem”, sięgnęłam po drugą odsłonę cyklu Nie ma tego złego Marcina Mortki, pod tytułem Głodna Puszcza.
Kolejna Mission Impossible.
Do karczmy Edmunda zwanego Kociołkiem potajemnie zjeżdżają książęta, by radzić nad przyszłością Doliny. Ostatnio trolle z Głodnej Puszczy wydają się nad wyraz aktywne, a jedyny człowiek, który umie z nimi gadać – rycerz Pogorzałek – gdzieś w owej puszczy zaginął. Kociołek nie ma najmniejszej ochoty, by służyć możnym (i zadufanym) tego świata, ale okazuje się, że istnieje niezawodny sposób, by skłonić go do kolejnych bohaterskich czynów. Tylko czy upora się z zadaniem do niedzieli, jak obiecał żonie?
Na misję Kociołek wyrusza na czele drużyny do zadań specjalnych: rycerza Urgo, elfa Eliaha, starego guślarza Żychłonia, krasnoluda Gramma zwanego Majstrem i goblina Zwierzaka. Przyjdzie im stoczyć niejedną bitwę z wysłannikami Złego, przejrzeć niejedną intrygę, przejść próbę wzajemnej lojalności, napchać żołądki przysmakami, wytaplać się w błocie, a do tego zdobyć przychylność kłobuków – najbardziej nieobliczalnych mieszkańców Głodnej Puszczy.
Przygoda, taka nijaka. ;)
Podobnie jak w przypadku Nie ma tego złego, bawiłam się po prostu fenomenalnie. Ilość ironii, głupawych czy innych rubasznych żarcików na centymetr kwadratowy książki przekraczała wszelkie dozwolone normy. ;) Ale tej ekipie taki stan humorystyczny i nawet najniższych lotów podteksty po prostu pasują i w sumie bez nich, wszystkie dialogi po prostu straciłyby urok.
Co się tyczy samej fabuły, to śmiem twierdzić, że Głodna Puszcza wypada słabiej od swojej poprzedniczki. Wszystko przez początek, który jest totalnie niemrawy i składa się głównie topornych „wypominek” z pierwszego tomu. Do tego w późniejszej fazie zwroty akcji zostają przesunięte do kategorii oksymoron, a bohaterowie robią wszystko zgodnie z zasadą „pomysł → realizacja → łomot”. ;)
Na szczęście wszystko ratują bohaterowie i akcja, która przechodzi do galopu. Wykreowany zaś przez autora świat otwiera swoje kolejne oblicze przed naszymi oczami. Dzięki czemu możemy nawiązać nowe „przyjaźnie” z trollami, goblinami czy innymi kłobukami.
Więc jakbym miała podsumować tę powieść, to powiedziałabym, że jest zajebiście, ale potrawka trochę się rozgotowała. ;)
Polecam jednak Kociołka i jego ekipę Waszej uwadze, bo chłopaki wiedzą, jak odciągnąć czytacza, choć na chwilę od otaczającej go rzeczywistości, a ich rady pozostaję bezcenne.
Dlatego pamiętajcie, by oddawać książki do biblioteki.
No Comment! Be the first one.