Bryce Quinlan i Hunt Athalar nie są stworzeni do spokoju, czyli Sarah J. Mass i Dom nieba i oddechu. Część 2.
Pierwsza odsłona Domu nieba i oddechu, choć początek miała raczej mizerny, to po kilku dobrych rozdziałach solidnie „dołożyła do pieca”. Dlatego niecierpliwie przebierałam nóżkami w oczekiwaniu na więcej. I jak tylko w moich rękach pojawił się Dom nieba i oddechu. Część 2 nie mogłam sobie odpuścić i od razu przystąpiłam do „pochłaniania”.
Intrygi ciąg dalszy…
Bryce i Hunt próbują ogarnąć szybko zmieniającą się wokół nich rzeczywistość. Tajemnice czają się za każdym rogiem i nawet dawni, sprawdzeni przyjaciele okazuję się nie być bez skazy.
Do tego zmieniający się „klimat” miasta powoduje, iż rebelianci używają sobie w najlepsze, a Asteri tylko patrzą.
Akcja i erotyka.
Po pierwszym tomie miałam jeszcze nadzieję, że autorka „założy kaganiec” na swoje wybujałe erotyczne fantazje i poprowadzi wątek „miłosny” między Bryce i Huntem pikantnie, ale z wyczuciem bez nadmiernych wulgaryzmów. Niestety przeliczyłam się okrutnie i co kilkanaście stron musiałam czytać o rozpalonym/płonącym konarze/jajach Hunta, czy tam innych mokrych koronkach Bryce i o tym, jak to się im chce „dupczyć”.
Ja rozumiem, że autorka chce podkreślić przywiązanie i oddanie bohaterów, ale da się do zrobić bardziej powściągliwie. Pokazała to choćby w serii Szklany Tron, gdzie dało się wyczuć chemię między bohaterami, nie dzięki wulgaryzmom, ale odpowiedniej grze słów i gestów.
Do samej historii jednak wracając, to muszę przyznać, iż to jest petarda. Od pierwszej strony akcja pędzi na złamanie karku, wraz z Bryce i przyjaciółmi dopasowują kolejne klocki do układanki, jednocześnie dorzucając nowe wątki i problemy, które tak naprawdę nie rozwiązują sytuacji.
Bohaterowie jak zawsze stoją na wysokości zadania, a nowi mają okazję zaprezentować się czytelnikom (prawie) w całej swojej krasie. ;) I tu spieszę donieść, że Hypaxia dostała swoje osobne pięć minut. No i w końcu mogliśmy się dowiedzieć trochę więcej o Rhunie i Tharionie.
Pisząc o bohaterach, nie mogę nie wspomnieć o najmocniejszej stronie tej powieści, czyli o wspaniałe podkreślonych więziach między bohaterami. Na każdej stronie książki czuć, jak sklecona przez Bryce ekipa dba o siebie, jak są dla siebie ważni i jak wiele będą w stanie poświęcić dla tej przyjaźni.
Podsumowując. Fabularnie jest bardzo dobrze, a zakończenie wbija w fotel. Niestety coraz bardziej uwiera mnie część erotyczna, która nie trzyma poziomu, a wręcz w moich oczach przynosi tej serii więcej szkody niż pożytku. Nie zmienia to jednak faktu, że niecierpliwie wyczekuję kolejnej odsłony Księżycowego Miasta, wciąż mając nadzieję, że Mass zacznie skupiać się bardziej na wątkach fantastycznych (może coś więcej o Asterii?), a nie tych erotycznych.
No Comment! Be the first one.