Dziewięć przestępczych Gildii i Czarna Kotka, czyli Dziedziniec cudów Kester Grant.
Młoda dziewczyna o niezwykłej zwinności, ojciec z piekła rodem, gildyjne układziki i klimat XIX wiecznej Francji. Po takiej zapowiedzi wiedziałam, iż będę chciała zapoznać się z książką z brytyjsko-mauretańskiej autorki Kester Grant pod tytułem Dziedziniec Cudów.
Nasza matka, Miasto.
Kiedy na Ettie pada spojrzenie Tygrysa — bezwzględnego przywódcy Gildii Ciała — Nina rzuca się do desperackiej pogoni, by zapewnić bezpieczeństwo młodszej dziewczynie. Złożone przez nią przyrzeczenie przenosi ją z mrocznych podziemi miasta na lśniący dwór Ludwika XVII i zmusza do dokonania niewyobrażalnego wyboru — chronić Ettie i rozpocząć brutalną wojnę między gildiami albo na zawsze utracić siostrę na rzecz Tygrysa.
Kontrast.
Pomysł na fabułę określiłabym jako mocno intrygujący i jednocześnie banalny.
Gdyż przenosimy się do typowego, dość mrocznego i wręcz brudnego świata klasowego, w którym rządzą i ustanawiają swoje prawa Gildyjni bossowie. Dzięki czemu „kolejność dziobania” jest znana wszystkim mieszkańcom Dzielnicy, a król ze swoją szczęśliwą rodzinką nie miesza się w interesy pospólstwa.
Po tym „poukładanym” świecie porusza się wielu charakterystycznych bohaterów, którzy przyciągają uwagę i nie dają o sobie zapomnieć. Oczywiście prym wśród wszystkich nowo poznanych gwiazdek wiedzie Nina Thénardier, zwana też pieszczotliwie Czarną Kotką oraz jej „siostra” Ettie.
Niestety obie młode damy zostały wykreowane na zasadzie bardzo mocnego kontrastu. Nina, choć może nie najpiękniejsza, przedstawiana jest jako chodzący ideał, który mimo swojego młodego wieku kieruje się doświadczeniem i wiedzą, a jakby jej zwycięstw w półświatku było mało, to gdzie się nie pojawi, przyciągnie spojrzenie „okolicznych” mężczyzn. Etti z kolei, choć urodą cudną naznaczona, zachowuje się jak największa sierota, która bez Niny jest po prostu nikim.
Wojna „gangów”.
Pomijając jednak ten drobiazg związany z silną i niepokonaną żeńską bohaterką, to muszę przyznać, że sama wartka akcja i te wszystkie „przepychanki” gangów, dobrze się czyta. Choć całej fabule brakuje pewnej spójności (przeskoki od jednego do drugiego wydarzenia potrafią zasiać zamęt ;)), to w ogólnym rozrachunku pomysł na całą, zagmatwaną intrygę jest zaiste ciekawy. Dlatego jeżeli po prostu macie ochotę na chwileczkę zapomnienia i lubicie gildyjne przepychanki, to myślę, że Dziedziniec cudów Kester Grant powinien przypaść Wam do gustu.
Polecam!
No Comment! Be the first one.