Sługa krwi Adama Przechrzty, czyli Rudnicki „bawi się” w alchemika na Dalekim Wschodzie.
Nie wiem, czy pamiętacie, ale w 2019 roku wręcz rozpływałam się nad cyklem Materia Prima Adama Przechrzty. Olaf Rudnicki i Aleksander Samarin zawładnęli moim serduchem, a doskonały klimat alternatywnej wizji przedwojennej Warszawy połączony z magią oraz alchemią po prostu mnie oczarował. Dlatego wręcz oszalałam z radości na wieść o kontynuacji przygód moich ulubionych bohaterów i z ogromną przyjemnością sięgnęłam po pierwszy tom nowego cyklu Materia secunda pod tytułem Sługa krwi.
Tajemniczy Ling Wei i spłata długu.
Olaf Rudnicki, uznany na świecie alchemik i współtwórca potęgi odrodzonej Rzeczypospolitej tylko krótką chwilę cieszył się szczęściem rodzinnym i spokojem w towarzystwie ukochanych kobiet. Wszystko przez to, iż enklawy postanowiły o sobie przypomnieć i to od razu „wielkim stylu”.
Niestety, Rudnicki mimo swych licznych talentów, tym razem nie ma szans na wyjście cało z tej kabały. Na szczęście na jego drodze staje tajemniczy obcy o imieniu Ling Wei, który pomaga mu ochronić najbliższych. Wiadomo jednak, że na tym świecie nie ma nic za darmo i dlatego w ramach wdzięczności alchemik musi opuścić swoją rodzinę, udać się do nowego świata, w którym staje się narzędziem w rękach nowego pana.
W tym samym czasie Aleksander Samarin w odległej Moskwie musi stawić czoło kolejnej, znacznie groźniejszej inwazji Przeklętych i ochronić cara wraz z rodziną.
Kierunek Daleki Wschód.
Nie tego się spodziewałam, ale jestem oczarowana i zachwycona.
Przeniesienie Olafa do nowego świata, który wzorowany jest na Dalekim Wschodzie, (dawnym Cesarstwie Chińskim) nadaje całej powieści niesamowitego smaczku i nutkę orientalnego klimatu. Dodatkowo wprowadza do całej tej zabawy sporo nowych, egzotycznych bohaterów wręcz „napompowanych wschodnimi atrybutami” (te wszystkie naturalne energie życiowe qi, medytacje i inne samodoskonalenia).
Sam Rudnicki przy tej zmianie klimatu pozostaje zaś sobą. Oczywiście pozostaje czujny, uczy czy się „kroków nowego tańca”, który właśnie przyszło mu się zmierzyć oraz poznaje granice własnych możliwości i magii, ale przy tym jest tak samo uroczy, a jego cięte riposty wciąż trzymają najwyższy poziom.
Jeżeli chodzi o Aleksandra Samarina, który pozostał w swoim „naturalnym środowisku”, to choć jego działka w tej odsłonie cyklu może nie gra pierwszych skrzypiec, ale doskonale pokazuje, iż bohater jest w najwyższej formie. Jego mocny charakter, pewność siebie i spryt są nieocenione w walce z Przeklętymi, a urok osobisty i poczucie humoru wciąż wywołują uśmiech (a czasem nawet rumieniec ;)) na mojej twarzy.
Wartka akcja i dobra intryga.
Akcja w powieści nie dość, że zaczyna się od pierwszej strony książki, to jeszcze do tego cały czas toczy się wartko, intrygi sypią się jak z rękawa, a jej zwroty potrafią momentami nieźle zaskakiwać.
Owszem jest kilka chwil na złapanie oddechu, poznanie nowego świata, w którym wszyscy szpiegują wszystkich, ale ogólnie nie ma czasu na nudę, a emocje momentami sięgają zenitu.
Podsumowując. Znowu trochę sypnęłam cukrem, ale uważam, że pierwsza odsłona cyklu Materia secunda na te wszystkie słodkości zasługuje.
Jeżeli więc szukacie fajnej fantastycznej powieści przepełnionej magią, alchemią, akcją oraz wyrazistymi bohaterami, koniecznie sięgnijcie po Sługę krwi Adama Przechrzty. Będziecie zachwyceni!
P.S. Jeżeli nie mieliście okazji przeczytać serii Materia Prima, koniecznie nadróbcie to niedociągnięcie, gdyż znajomość faktów i powiązań z tej serii bardzo przydaje się podczas przygody ze Sługą krwi.
No Comment! Be the first one.