Pomnik Cesarzowej Achai — Tom I Andrzeja Ziemiańskiego, czyli tysiąc lat później…
Trzeci tom Achai Andrzeja Ziemiańskiego, czyli tak zacnie zapowiadającej się trylogii, „troszeczkę” mnie rozczarował, dlatego umieściłam go w kategorii książek „średnia z tych gorszych”. Znając jednak opinię wielu osób o kontynuacji serii, z nadzieją na lepsze, postanowiłam kontynuować moją przygodę w tym świecie i skusiłam się na Pomnik Cesarzowej Achai — Tom I.
Imperium.
Wieczne wojny pochłaniają wciąż więcej i więcej istnień. Szkoda czasu na szkolenie żołnierz – wystarczy, że potrafią stać w szeregu i trzymać karabin. Strzelać nauczą się w boju. Oto cena przetrwania tysiącletniego cesarstwa.
Kai i Shen.
Jestem pozytywnie zaskoczona. Owszem wiedziałam, że akcja w stosunku do Achai została przeniesiona o „kilka” lat do przodu, ale nie przypuszczałam, że wprowadzi to, aż taki powiew świeżości do całej historii. Szczególnie, iż bohaterki Kai i Shen, robią w tej odsłonie całkiem niezłą robotę.
Pyskata Kai jest adeptką magii (taką średnią z tych gorszych ;)), która podczas swej pierwszej (karnej) misji, spotyka na swojej drodze Cichych Braci (w końcu dowiedziałam się co to za jedni ;)). Dziewczyna jest na początku troszkę zagubiona, ale ogólnie dość zgrabnie „ogarnia kuwetę”. Ponadto zaczyna się lekko ślinić do przystojnego oficera polskiego wywiadu — Krzysztofa Tomaszewskiego, kontaktuje się z Meredithem — Wyklętym (tak, tego pana znamy już z Achai ;)). Bardzo spoko poprowadzony wątek.
Shen jest mocno zagubioną córką rybaka, która postanawia poszukać swego szczęścia w armii (dalej w armii Arkach mogą służyć tylko dziewczynki). Jej wątek w początkowej fazie jest raczej mało pasjonujący. Ot, laseczka biega sobie trochę po lesie, uczy nowych przekleństw i poznaje, czym jest babska przyjaźń. Na szczęście ta „bezcelowa bieganina” kończy się w drugiej połowie książki i Shen zaczyna nabierać rumieńców. Widać mocno, iż procentuje u niej zdobyte doświadczenie, a dodatkowy smaczek jej postaci dodają sny, w których spotyka się z chłopakiem z Tobołkiem, czyli Wirusem (tego pana też znamy już z Achai).
Świat można jeszcze trochę dopracować.
Rozpisałam się trochę o dziewczynkach, więc już teraz króciutko o „reszcie”.
Jeżeli chodzi o fabułę, to podoba mi się wplecenie w całą kabałę alternatywnej historii Polski, w której ta jest mocarstwem z kolonialnymi ambicjami.
Akcja jest dość fajnie zgrana, a połączenie magii i technologii ogólnie robi robotę. Świat jeszcze jak dla mnie można by dopracować, dialogi też momentami szwankują, ale ogólnie samą historię czyta się szybko, łatwo, lekko i przyjemnie.
I jeżeli właśnie takiej lektury poszykujecie, to Pomnik Cesarzowej Achai — Tom I Andrzeja Ziemiańskiego powinien przypaść Wam do gustu.
Serię o Achai wielbię miłością czystą, zarówno oryginalną trylogię jak też Viriona (nota bene lada chwila wychodzi kolejna część!). Natomiast “Pomnika…” zdzierżyć nie mogę. Jest przegadany, nudny i ogólnie do bani. Tzn. według mnie bo niektórzy się zachwycają. No i fajnie. Nie może być tak, że wszystko się wszystkim podoba, za nudno by było :)
Wiem, że kolejny Virion nadciąga, bo ślubny jest na bieżąco i już go wrzuciłam do koszyka. :D
Co do Pomnika… i samej Achai, to też uważam, że fajna jest ta różnorodność. Jednym podoba się ta część serii, drugim inna i to jest fajne. :D