Satyra kapitalizmu, czyli Kurt Vonnegut i Niech pana Bóg błogosławi, panie Rosewater.
W ostatnim czasie Wydawnictwo Zysk i S-ka rozpieszcza swoich czytelników kolejnymi wznowieniami powieści świetnego pisarza, publicysty, tworzącego głównie literaturę postmodernistyczną i science fiction, Kurta Vonneguta. Dzięki czemu po raz kolejny mogłam zachwycać się kunsztem autora, które zaprezentował w swej powieści z 1965 roku pod tytułem Niech pana Bóg błogosławi, panie Rosewater.
Pijacki rajd po Ameryce.
Eliot Rosewater, dziedzic bajecznej fortuny, a także prezes Fundacji Rosewatera, nie może odnaleźć swojego miejsca w życiu. Dlatego pakuje walizki i wyrusza w pijackie tournée po kraju, które kończy w zbudowanym przez korporację Rosewatera miasteczku.
Tu również alkohol staje się jego najlepszym przyjacielem, ale poza zaglądaniem do kieliszka Eliot odnalazł w tym miejscu również swoją pasję, jaką stało się pomaganie lokalnym rozbitkom życiowym i biedakom.
I w tym właśnie przedsięwzięciu przebiegły prawnik Norman Mushari upatruje swojej szansy na pozbawienie Eliota majątku i wdrapaniu się do upragnionego grona najbogatszych ludzi Ameryki.
Amerykański sen.
Niech pana Bóg błogosławi, panie Rosewater to kolejna świetna, aczkolwiek trochę mniej znana powieść pióra Kurta Vonneguta.
Powieść, która w prosty, acz bardzo ironiczny sposób rozprawia się z amerykańskim mitem biedaka, który sam jest winny swego losu, ponieważ jest leniem i prymitywem. A przecież wiadomo, że wystarczy, tylko by zakasał rękawy, a wtedy ma szansę, by spełnił się jego amerykański sen.
No i w tym miejscy pojawiają się bogacze, którzy sami dorobili się majątków w dyskusyjny sposób, a teraz tylko odcinają kupony, „leżąc na kanapie” i traktują uczciwie zarabiających na swe życie z pogardą.
Całe to zestawienie dwóch światów, skupienie się na nieoczywistych elementach i zabawa słowem w wykonaniu Vonneguta urzeka, a przedstawiona problematyka, wciąż bardzo aktualna, zmusza do głębokich przemyśleń.
Dlatego gorąco polecam ten tytuł autora, który jest wysublimowaną satyrą na hipokrytów i otaczający nas świat, w którym żyjemy.