Książka dla wszystkich wielbicieli mokrych nosków, czyli Był sobie pies 2 W. Bruce Camerona.
Jakiś czas temu miałam okazję wysłuchać pierwszą odsłonę niezwykłej książki W. Bruce Camerona pod tytułem Był sobie pies. I choć sama powieść była cudowna i przepełniona miłością, to jednak momentami rozrywała moje serducho i znacznie uszczupliła zapas smarkatek. Mimo tych niedogodności nie potrafiłam się jednak oprzeć, by sprawdzić, jak potoczyły się losy Baileya w kolejnym wcieleniu i sięgnęłam po audiobooka Był sobie pies 2 czytanego przez Wojciecha Żołądkowicza.
Bailey i jego kolejne wcielenie.
Bailey – bohater bestsellera „Był sobie pies” – powraca w nowym psim wcieleniu, aby wypełnić kolejną misję!
Mała Clarity June opuszcza ukochaną babcię i jej psa i wyjeżdża z matką do wielkiego miasta. Psiak przeżył już wiele żyć i sporo się nauczył o ludziach. Miał różne imiona: Bailey, Toby, Ellie, Koleżka…
Bailey powraca w nowym wcieleniu na czterech łapach i spotyka dorastającą Clarity. Wie, że jego misja jeszcze nie została wypełniona – musi pilnować i strzec dziewczynki. Musi być dzielnym psem!
Tym razem zrobi wszystko, aby pomóc ukochanej pani odnaleźć prawdziwą miłość i zrealizować jej marzenia. Czasami będzie musiał odejść, by zaraz znów powrócić jako inny psi przyjaciel. Bo jedno wie na pewno: życie jest na tyle pomerdane, że zawsze warto trzymać się razem.
Clarity i jej psi opiekun.
Wiem, że poprzednia książka (jak i zapewne kolejne) Brusa W. Camerona dla wielu jest infantylnym tworem, w którym autor posługuje się stereotypami i „trzepie” kasę na miłośnikach psów.
Mnie to jednak nie przeszkadza, bo ta pozycja (podobnie jak poprzednia) jest ciepła, urocza i rozczulająca. Przypomina mi również wspólne chwile spędzone w towarzystwie mojego ukochanego rudego urwisa.
Do tego sam styl autora jest bardzo lekki i tych kilka godzin spędzonych w towarzystwie podstarzałego Koleżki, zadziornego Maxa i w końcu Toby’ego były cudownym przeżyciem (okupionym oczywiście milionem uśmiechów i sporym nadszarpnięciem zapasów smarkatkowych ;)).
Dodatkowo co bardzo podobało mi się w tej odsłonie, to mocne postawienie na ludzkich bohaterów. Postać wnuczki Ethana — Clarity — napisana jest naprawdę dobrze. Jej problemy, których głównym generatorem jest snobistyczna matka Gloria (na myśl, o której wciąż mi się scyzoryk w kieszeni otwiera), potrafią zmusić do wielu mocnych przemyśleń.
Dlatego jeżeli nie boicie się wytykanej przez wielu infantylność i stereotypowości, a po prostu lubicie ciepłe powieści, w których mokre noski wiodą prym, to nie wahajcie się, czytajcie lub słuchajcie książki autora. Mogę zagwarantować dobrą zabawę, pełną gimnastykę twarzy oraz uczucie ciepła w serduchu w ilościach hurtowych (przeczyszczenie kanalików łzowych to taki drobiazg gratis ;)).
Polecam szczególnie wszystkim fanom psów!
Książki co prawda nie czytałam, ale widziałam film. Cudowny. Wzruszający. A przy tym taki ciepły, pełen miłości – tak jak psy. Nie wyobrażam sobie życia bez tych zwierząt. :) Pozdrawiam!
Ja również nie wyobrażam sobie życia bez mokrych nosków. :)