Operacja „Tranzyt” / Batalion aniołów, czyli pożegnanie z cyklem Bruderszaft ze śmiercią Borisa Akunina.
Gdy sięgałam po pierwszą odsłonę cyklu Bruderszaft ze śmiercią Borisa Akunina, nie przypuszczałam, że te minipowieści utrzymane w eksperymentalnej konwencji “powieści-filmu”, tak bardzo przypadną mi do gustu. Dlatego trochę ogarnął mnie smuteczek, gdy w moich rękach znalazła się piąta odsłona serii Operacja „Tranzyt” / Batalion aniołów. Zdałam sobie bowiem sprawę, że to już ostatnie chwile w towarzystwie dwóch super szpiegów von Teofelsa i Romanowa, którzy poza dreszczykiem emocji, wywoływali niejednokrotnie uśmiech na mojej twarzy.
Operacja „Tranzyt”.
Josef von Teofels po ostatniej akcji utracił nieco pewności siebie. Nie zmienia to jednak faktu, że jego doświadczenie to gwarancja jakości. Dlatego major podejmuje się kolejnego skomplikowanego zadania, którym jest zabezpieczenie przejazdu ze Szwajcarii do Rosji bardzo ważnej osobistości.
Batalion aniołów.
Oddział Aleksieja Romanowa zostaje rozwiązany, a sam główny zainteresowany otrzymuje niezwykłe zadanie. Ma wyszkolić pierwszy rosyjski batalion śmierci. Czy sztabskapitan poradzi sobie w roli instruktora i przysposobi podległe mu dziewczęta do wojennej rzeczywistości?
Dobre zakończenie serii.
Choć miałam nadzieję w ostatniej odsłonie cyklu na kolejne starcie dwóch gigantów wywiadu, to jednak nie jestem rozczarowana kierunkiem, w którym autor postanowił „pchnąć” całą akcję.
Bo zakończenie ma sens i pokazuje, że po odsunięciu cara Mikołaja od władzy, Rosja rozpada się od środka, a rewolucja powoli „zjada własne dzieci”. Dlatego wywiad niemiecki nie potrzebuje finezji, by pokonać wroga, szczególnie że wojsko bardzo szybko dostosowuje się do nowej rzeczywistości.
Rzeczywistości, w której główni bohaterowie również muszą się odnaleźć. Von Teofels jest rozbity po poprzedniej akcji i co wydawało się niemożliwe w poprzednich odcinkach, okazuje słabość i zmęczenie. Tak, nawet najlepszy niemiecki super szpieg w ostatnim odcinku okazuje się człowiekiem.
Romanow zaś dzięki nowej rzeczywistości, „zrzuca maskę” chłodnego, bezwzględnego profesjonalisty i pokazuje, iż pod tą warstwą bezduszności wciąż można odnaleźć zagubionego w tej wojennej rzeczywistości romantyka.
Podsumowując. Żegnam się z cyklem Bruderszaft ze śmiercią Borisa Akunina z uśmiechem na twarzy. Gdyż jestem z jego konstrukcji, rozwoju akcji, podkreślania różnego oblicza wojny i przede wszystkim ewolucji bohaterów bardzo zadowolona. Dlatego też gorąco polecam go wszystkim miłośnikom powieści szpiegowskich i myślę, że sama jeszcze kiedyś powrócę do przygód Josefa von Teofelsa i Aleksieja Romanowa.
No Comment! Be the first one.