1634: Wojna Bałtycka Erica Flinta i Davida Webera, czyli jankesi XVII wiecznej Europie mają się dobrze.
Historia alternatywna jankesów przeniesionych do XVII wiecznej Europy, choć była wręcz przewidywalnym „wyrzygiem tęczy”, który miał pokazać jak to „hamerykanie” są wspaniali, a Europejczycy zacofani, to jednak miała w sobie to „coś”, że nie mogłam sobie odmówić przyjemności kontynuowania tej ciekawej fuzji historii z fantastką. Dlatego też z przyjemnością sięgnęłam po trzecią odsłonę serii Ring of Fire Erica Flinta i Davida Webera pod tytułem 1634: Wojna Bałtycka.
Liga Ostendzka, SZE i londyńska twierdza Tower.
Kilka amerykańskich planów zbliża się do finału…
Admirał Simpson z Grantville gorączkowo ściga się z czasem, usiłując ukończyć pancerniki marynarki wojennej SZE – rozpaczliwie potrzebne do przełamania ostendzkiej blokady bałtyckich portów. Oddział komandosów wysłanych przez Mike’a Stearnsa do Anglii szykuje się do odbicia Amerykanów przetrzymywanych w londyńskiej twierdzy Tower. A w Amsterdamie Rebecca Stearns kontynuuje trójstronne negocjacje z księciem Oranu i hiszpańskim kardynałem infantem, który podbił większość Niderlandów…
Mniej taktyki i techniki, a więcej polityki.
Jeżeli po trzeciej odsłonie cyklu spodziewacie się kontynuacji szczególików i nawiązań do techniki w ilościach hurtowych, to bardzo mocno się zawiedziecie.
Autorzy w tej części postawili na pierwszym planie na zakulisowe ustalenia, wielkie intrygi, niedomówienia i ogólnie te wszystkie dziwne, bądź mniej dziwne „polityczne pląsy”. Nadaje to niezwykłej pikanterii fabule, a historyczne nawiązania bardzo sprytnie spajają wszystkie wątki.
No i właśnie, tu zaczyna się dyskoteka. Choć główna linia fabularna liczy sobie (zaledwie) trzy główne wątki, notabene bardzo dobrze poprowadzone, to te poboczne „rozmnażają się jak króliki”. Ciężko to wszystko momentami ogarnąć, a ilość szczegółów, postaci głównych i pobocznych (czy innych ubocznych) zaczyna powoli przyprawiać o ból głowy.
Szczególnie iż akcja ze względu na zabawy polityczne straciła mocno na dynamizmie oraz napięciu (no może poza pancernym atakiem na Kopenhagę i uwięzieniem amerykańskiej delegacji dyplomatycznej w Tower) i potrzeba skupienia, żeby ta karuzela „kręciła się w głowie sama”, a imiona przypisane zostały do właściwego ciągu fabularnego.
Dlatego po odłożeniu tego odcinka jestem na tak dla całej serii, bo nadal bardzo podoba mi się, jak panowie bawią się połączeniem historii i literackiej fikcji. Jak kreują bohaterów, jak zmyślnie wplatają i rozwijają nowszą technikę w realia XVII wiecznej Europy (pancerniki amerykańskiej marynarki wojennej), ale z drugiej strony podpowiedziałabym im, że czasem „mniej znaczy więcej”. Ten odcinek był mocno przegadany i „napompowany” zbędnymi faktami i pobocznymi wątkami.
Więc jeżeli macie ochotę na dobrą i ciekawą powieść z lekką fuzją historii i fantastyki oraz lubicie technikę, taktykę, walkę i politykę, to 1634: Wojna Bałtycka Erica Flinta i Davida Webera Wam się spodoba. Ostrzegam jednak, że książka jest obszerna, a ilość wątków i bohaterów może przytłoczyć.
Mam podobnie odczucia. Akcja nie rozwija się do przodu, tylko na boki, a do kulminacyjnych momentów dochodzi około strony sześćsetnej, może nawet później, a do tej pory idzie dość wolno… Ale chyba ostatecznie wkręciłam się w ten cykl i jeżeli będzie dalej u nas wydawany, to będę dalej czytała :)
Wkręcić się też wkręciłam, ale to mnożenie wątków powoduje galimatias. No i tak jak piszesz, “główna akcja” nabiera rozpędu bardzo późno. ;)
Prawda, bardzo mnie przytłoczył ten tom i nie wiem, czy mam siłę czytać ten cykl dalej, a z drugiej strony kolejne tomy są cieńsze i w tym głównym nurcie fabularnym zostały cztery książki. Więc no nie wiem, pewnie, jeżeli w ogóle się pojawią te kolejne części w Polsce, to w okolicach premiery podejmę decyzję…
Zanim pojawią się kolejne książki w PL, to pewnie już będę miała ochotę dowiedzieć się, co słychać u bohaterów. Więc znając mnie będę czytać cykl dalej z nadzieję, że nowe poboczne wątki nie będą się mnożyć jak króliki. ;)
Zdecydowanie nie starczy mi czasu na tę serię, a szkoda, bo brzmi całkiem interesująco!
Może na emeryturze znajdziesz kilka “minut”. ;)