Cykl: Jean le Flambeur # 3: Przyczynowy anioł

Przyczynowy aniołPrzyczynowy anioł, czyli ostatnie spotkanie z cyklem Jean le Flambeur Hannu Rajaniemi.

Pierwsze dwie odsłony cyklu Jean le Flambeur fińskiego autora fantastyki Hannu Rajaniemi, z jednej strony „trochę” mnie wymęczyły, ale z drugiej miały w sobie tę nutkę tajemniczości, która zdecydowała, iż będę „pchać ten wózek dalej”. Dlatego sięgnęłam po ostatnią odsłonę cyklu pod tytułem Przyczynowy anioł.

Opowieść Jean’a.

Samotna na bezczasowej plaży, Joséphine Pellegrini czuje się rozczarowana końcem świata. Słońce niemal już zaszło, pomarańczowy blask unosi się tuż nad skrajem spokojnego przestworu morza. Na niebie wisi kula Ziemi. Mroczne witki ścigają się na bieli i błękicie, rozprzestrzeniając się jak rozlany atrament. Smoki Matjeka Chena wchłaniają w siebie materię, energię i informację. Wkrótce zakopią się w skorupie umierającego świata. A dlaczego świat zginął? Joséphine zwraca swą uwagę na narzędzia, które ją zawiodły na zdradziecką Mieli i złodzieja, który zawiódł jej zaufanie, Jeana le Flambeur.

Uff, to koniec…

Ostatni tom przygód słynnego złodzieja Jean le Flambeur, był bez wątpienia najlepszym z całej trójki. Przyznać jednak muszę, iż po przeczytaniu ostatniego rozdziału po prostu odłożyłam książkę na półkę i odetchnęłam z ulgą.

Przyczynowy aniołAutor ma niezwykłą wyobraźnię, ale niestety ma również manierę zostawiania wstawek technicznych i dziwacznych opisów świata bez kontekstu. Ciężko to sobie wszystko w głowie poukładać, wyobrazić mechanizmy działania (lub ich brak), znaleźć się „w tej samej galaktyce” i w jednej płaszczyźnie czasowej z bohaterami.

Tak, bo czasowe „poukładanie”, również nie jest mocną stroną powieści. Częste przeskoki powodują chaos totalny i trzeba wracać dwa, trzy akapity wstecz, by przeanalizować jeszcze raz w głowie sytuację i odnaleźć się ponownie we właściwym miejscu na planszy.

Dlatego mimo ciekawie wykreowanego świata (jak już się przerobi po raz „milion pięćset sto dziewięćset” jego wszystkie detale w głowie) najjaśniejszym punktem całej historii pozostają bohaterowie. Ci na szczęście nie zawiedli, a ich przemiana, dojrzałość i emocjonalna więź z każdą stroną książki stają się bardziej wyraziste i inspirujące.

Podsumowanie. Mimo iż doceniam kunszt autora, jego wyobraźnie (tej niestety nie potrafił przelać na papier), to jednak sami dobrze wykreowani bohaterowie bez „tła”, to dla mnie stanowczo za mało. Więc jeżeli macie ochotę sięgnąć po hard science fiction w wykonaniu Hannu Rajaniemi, robicie to na własną odpowiedzialność. ;)

O książce możecie również przeczytać na blogach:
Z piórem wśród książek;

4 komentarze

Dodaj komentarz

*

Wyrażam zgodę