Przyczynowy anioł, czyli ostatnie spotkanie z cyklem Jean le Flambeur Hannu Rajaniemi.
Pierwsze dwie odsłony cyklu Jean le Flambeur fińskiego autora fantastyki Hannu Rajaniemi, z jednej strony „trochę” mnie wymęczyły, ale z drugiej miały w sobie tę nutkę tajemniczości, która zdecydowała, iż będę „pchać ten wózek dalej”. Dlatego sięgnęłam po ostatnią odsłonę cyklu pod tytułem Przyczynowy anioł.
Opowieść Jean’a.
Uff, to koniec…
Ostatni tom przygód słynnego złodzieja Jean le Flambeur, był bez wątpienia najlepszym z całej trójki. Przyznać jednak muszę, iż po przeczytaniu ostatniego rozdziału po prostu odłożyłam książkę na półkę i odetchnęłam z ulgą.
Autor ma niezwykłą wyobraźnię, ale niestety ma również manierę zostawiania wstawek technicznych i dziwacznych opisów świata bez kontekstu. Ciężko to sobie wszystko w głowie poukładać, wyobrazić mechanizmy działania (lub ich brak), znaleźć się „w tej samej galaktyce” i w jednej płaszczyźnie czasowej z bohaterami.
Tak, bo czasowe „poukładanie”, również nie jest mocną stroną powieści. Częste przeskoki powodują chaos totalny i trzeba wracać dwa, trzy akapity wstecz, by przeanalizować jeszcze raz w głowie sytuację i odnaleźć się ponownie we właściwym miejscu na planszy.
Dlatego mimo ciekawie wykreowanego świata (jak już się przerobi po raz „milion pięćset sto dziewięćset” jego wszystkie detale w głowie) najjaśniejszym punktem całej historii pozostają bohaterowie. Ci na szczęście nie zawiedli, a ich przemiana, dojrzałość i emocjonalna więź z każdą stroną książki stają się bardziej wyraziste i inspirujące.
Podsumowanie. Mimo iż doceniam kunszt autora, jego wyobraźnie (tej niestety nie potrafił przelać na papier), to jednak sami dobrze wykreowani bohaterowie bez „tła”, to dla mnie stanowczo za mało. Więc jeżeli macie ochotę sięgnąć po hard science fiction w wykonaniu Hannu Rajaniemi, robicie to na własną odpowiedzialność. ;)
Ja sobie z marketowego kosza ostatnio nabyłem tom pierwszy i trzeci. Za jakiś czas pewnie połknę pierwszą i zobaczę, czy drugi będę nabywał.
Jestem ciekawa czy „ogarniesz”, bo pierwszy tom, to była „dyskoteka”. ;) :P
Być może problemem jest tu także tłumaczenie, nie tylko chaotyczny sposób narracji autora? Podziwiam Twoją cierpliwość do tego cyklu :)
Mam duże podejrzenia, że też tłumacz też się nie odnalazł w tym świecie. Po napisaniu notki postanowiłam „przerzucić” kilka recenzji na Goodreads i czytając niektóre miałam wrażenie, że przeczytałam zupełnie inną książkę. Choć w wielu odnalazłam info o tym, że brakuje tła, więc przynajmniej na jednej płaszczyźnie się zgadzaliśmy. ;)