Idylliczna społeczność Lowland Way i nowy sąsiad, czyli Tuż za ścianą Louise Candlish.
Wspaniale zorganizowane, pełne zaangażowania i wsparcia społeczności sąsiedzkie, z niepasującym do otoczenia „dodatkiem”, to doskonały temat na dobry thriller. Dlatego też postanowiłam przyjrzeć się, jak nerwami bohaterów zabawiła się Louise Candlish w swojej najnowszej książce pod tytułem Tuż za ścianą.
Nowy lokator.
Na przedmieściach hałaśliwego Londynu znajduje się cudowny i spokojny zakątek Lowland Way, w którym zgrana społeczność dba wspólnie o wysoką jakość życia wszystkich mieszkańców.
Sytuacja ulicy zmienia się jednak diametralnie, gdy do jednego z domów wprowadzają się nowi lokatorzy, którzy nie tylko nie zamierzają się podporządkować panującym w dzielnicy regułom, ale również postanawiają dosadnie zaznaczyć swoją obecność w okolicy. Dlatego też rozpoczynają remont, który ciągnie się miesiącami, uprzyjemniają sąsiadom nocki, głośnymi koncertami i jako handlarze używanymi samochodami, postanawiają zagospodarować wszystkie wolne miejsca w okolicy.
Atmosfera w idyllicznym zakątku staje się nie do zniesienia i nie ma już sąsiada, którym uroczy Darren i Jodi nie nadepnęliby na odcisk. Do tego jakby było mało, to wszystkie prawne sposoby pozbycia się niewygodnych sąsiadów ciągną się miesiącami. Otwarty konflikt wisi w powietrzu. Czy społeczności Lowland Way uda się pozbyć sąsiadów z piekła rodem, zanim wydarzy się tragedia?
Jak dobrze mieć sąsiada… ;)
Autorka albo jest doskonałą obserwatorką, albo ma niezłego nosa, bo w punkt sportretowała małą, wymuskaną społeczność, która zawłaszczyła sobie dzielnicę i nie akceptuje „obcych”, którzy nie chcą się podporządkować. Za wszelką cenę próbują wprowadzić nowych do swojej społeczności. Narzucają się epatując swoją przyjaźnią i perfekcyjnością, pod którą skrywają rodzinne problemy, zatargi i sąsiedzkie pretensje.
Z drugiej strony pojawia się człowiek, który ma wszystko i wszystkich w głębokim poważaniu. Kieruje się zasadą „wolnoć, Tomku, w swoim domku” przy okazji zagarniając, jak najwięcej ze wspólnej przestrzeni dla siebie. Jego zachowanie słusznie oburza, a bezsilność w egzekwowaniu choćby prawa do ciszy nocnej, po prostu frustruje.
Czas „dolać oliwy do ognia”.
Ten bardzo fajny kierunek, który obrała autorka na początku powieści, z fajną charakterystyką społeczności i punktowaniem ludzkiej psychiki w obliczu wielkiego stresu, w pełnym momencie zmienił się nie do poznania. Z mrożącego krew w żyłach thrillera dostaliśmy obyczajówkę z rozwiązanym podanym pięknie na tacy. Przez co emocje opadły, wątki po prostu się zamykały, a mizerne i dziwne zakończenie nie wywołało już większych emocji.
Patrząc jednak na całokształt, to muszę przyznać, że Tuż za ścianą Louise Candlish to ciekawy thriller, ze wspaniałym portretem ludzkich przywar i skrywanych zachowań, który czyta się płynnie i szybko. I choć zakończenie rozczarowuje, to jednak historia demonicznego sąsiada i wścibskiej społeczności, która uważa się za lepszą, może się spodobać.
Aż dziwne, że autorka wcale nie pochodzi z naszego kraju – realia, o których jest mowa w recenzji, bardzo mocno można byłoby powiązać z polskim podwórkiem. A jednak ciekawie brzmi tak wykreowani bohaterowie w połączeniu z gatunkiem, jakim jest thriller. Szkoda tylko, że zakończenie rozczarowuje! Choć może i dla przebiegu całej historii warto byłoby sięgnąć po “Tuż za ścianą”, bo zapowiada się nieźle. :)
Oj, chyba sobie odpuszczę ;) Nie moje klimaty, tym bardziej, że fajna atmosfera początku później odpływa w siną dal ;)
To nie Twoje klimaty – więc absolutnie Ci nie polecam. ;)
Jestem zainteresowana. Nie nastawiam się na nie wiadomo jak świetny thriller, więc mam nadzieję, że nie będę rozczarowana. W końcu chyba każdy choć raz miał do czynienia z sąsiadem z piekła rodem.
Czyta się przyjemnie, przynajmniej początek. Końcówka trochę przymula, ale sąsiedzkie emocje dają radę. ;) Więc, jeżeli nie oczekujesz “złotych gór” powinno być ok. :D
Właśnie, tutaj chyba oczekiwania czytelnika odegrają główną rolę. Jak już wiem, czego się spodziewać po tej historii to powinno być dobrze :)
Reklamowanie książki jako super thriller nie pomogło. Jakby książkę reklamować jako powieść obyczajowa z dodatkiem thrillera, myślę że opinie na jej temat byłyby zupełnie inne.