Zdrajca i rozwiązanie sprawy maszyn, czyli Martwe słońca B.V. Larsona.
Moje słuchawkowe guilty pleasure ostatnich kilku miesięcy, dzięki wyzwaniu #przyzywamkosmitówzunseriouspl nabrało zupełnie nowego znaczenia. ;) Dlatego też teraz z czystym sumieniem i oczywiście pozytywnym nastawieniem sięgnęłam po dziewiątą odsłonę cyklu Star Force B.V. Larsona pod tytułem Martwe słońca.
Imperator Kyle Riggs.
Do tego zaczyna się ostatni rozdział wielkiej wojny między żywymi istotami a maszynami. Obie strony rozwinęły nowe technologie i przemysł zbrojeniowy. Siły Gwiezdne i makrosy próbują nawzajem wyeliminować się z gry w walce na śmierć i życie całych gatunków. Zanim zniszczy maszyny, Riggs musi się jednak dowiedzieć także, kto jest zdrajcą w jego własnych szeregach.
Ostateczne rozliczenie z Makrosami i niezawodny Marvin.
Ta odsłona przygód największego kosmicznego erotomana zaskoczyła mnie pod wieloma względami.
Przede wszystkim była bardziej stonowana od poprzednich odcinków. Autor sukcesywnie zamykał poszczególne wątki, a bohaterowie jakby troszeczkę odbiegali od swoich poprzednich ról i teraz dopiero dali się poznać czytelnikowi z innej strony.
Riggs stety/niestety nadal pozostał sobą. Jest najmądrzejszy. Doradcy, którymi się otacza, są półgłówkami, więc nie ważne, co i kiedy powiedzą i tak ich nie słucha. Do tego wraz z nową pozycją stał się władcą absolutnym, a jego decyzji nikt nawet nie próbuje podważyć. Liczy się w zasadzie tylko ze zdaniem Marvina, ale tylko wtedy, gdy humor mu na to pozwoli. ;) Oczywiście w swoich oczach nadal żadna kobieta nie może się mu oprzeć, a teraz gdy dodatkowo pozostał Imperatorem, jego ego zyskało dodatkowe punkty. ;) Choć muszę przyznać, że nie wykorzystuje swojej pozycji i jest wierny jednej kobiecie.
Jeżeli chodzi o akcję i kosmiczne rozprawienie się z Makrosami, to czuć ten dynamit z poprzednich części, ale samo rozwiązanie wydało mi się mocno naciągane. Tak jakby autorowi spieszyło się zamknąć ten rozdział, „pozamiatać” bez względu na konsekwencje i w końcu odejść na zasłużoną emeryturę. ;)
Podsumowując. Martwe słońca B.V. Larsona to niezłe domknięcie przygód kosmicznego casanovy Kayla Riggsa. Przygód, które zapierały dech w piersiach, wprowadzały na salony nowe technologie, wspaniałe kosmiczne potyczki i zmyślnych obcych. Jeżeli macie ochotę na taki rodzaj przygody, to sięgając po Star Force nie powinniście być zawiedzeni.
P.S. Jeżeli myślicie, że to już koniec kosmicznej sagi Star Force, to bardzo się mylicie. Ponieważ show must go on, „pchamy dalej ten wózek” już w towarzystwie potomka Riggsa. ;)
No Comment! Be the first one.