Ucieczka z niewoli i droga do Diabelskiej Twierdzy, czyli Diablova pevnosť i trzecie spotkanie z kapitanem Báthorym Juraja Červenáka.
Po zrobieniu sobie „krótkiej” przerwy między pierwszym i drugim odcinkiem przygód kapitana Báthorego, do trzeciej odsłony cyklu podeszłam już z marszu. Oczywiście nie znaczy to, że Diablova pevnosť Juraja Červenáka została przeczytana w tydzień. ;) Potrzebowałam blisko trzech miesięcy, słownika (czy google image ;)) i dużego samozaparcia, by ponownie docenić kunszt autora i cieszyć się z lektury.
Strefa graniczna w chorwackiej Medzimurii.
Kapitan Kornélius Báthory i jego kompan kozak Stepan Voronin, po ucieczce z tureckiej niewoli, ruszają w kierunku strefy granicznej w chorwackiej Medzimurii, gdzie od dawna czuć w powietrzu konflikt z Turkami. Po drodze w małej potyczce dają posmakować wrogom swoich szermierskich umiejętności i oferują pomoc znanemu turkobijcy Nikoli Zrínskiemu w jego wyprawie.
To wszystko ma jednak odbyć się, gdy już „odprowadzą” do domu ich przyjaciela i przewodnika Bojana Gradoviča. I tu zaczyna się historia pełna śmiertelnych klątw, pułapek i drogi do Diabelskiej Twierdzy.
Akcja, historia i zjawiska nadprzyrodzone.
Podobnie jak w poprzednich odcinkach, od pierwszej strony autor nie daje czytelnikom chwili na złapanie oddechu. Jest sporo wartkiej akcji, dużo dobrych przemyśleń, które fajnie korelują z tym, co dzieje się dookoła, no i co dla mnie ważne, wszystkie nawet najmniejsze potyczki, wydają się realne, bez zbędnego patosu, ale jednocześnie zapierają dech w piersi.
Do tego widać, że główni bohaterowie się „dotarli”. Czuć tę fajną, męską więź, która się między nimi wytworzyła. Jeden za drugiego jest gotów „położyć głowę pod topór”, ale z drugiej strony słownie będzie ciąć, jak najlepszy szermierz, który równie celnego ataku oczekuje i się go nie boi. ;)
Jeżeli chodzi o rys historyczny, to widać, że autor wie, gdzie posyłać swoich bohaterów i co z nimi w tym otoczeniu robić. Dlatego tym razem zawęził im nieco przestrzeni, dzięki czemu łatwiej było się skupić na zaszłościach i okolicznych potyczkach, a nie na detalach z otoczenia.
No i jeszcze chyba najważniejszy punkt tej odsłony. Báthory znowu jest samodzielnym mistrzem ceremonii. To jego oczami patrzymy na świat i oceniamy otoczenie. Pozostali druhowie (poza Voroninem), to tło, które odpowiednio dopełnia całości.
Podsumowując. Diablova pevnosť Juraja Červenáka jest świetnym zwieńczeniem wstępnej trylogii z epickim cliffhangerem z synem Báthorego w roli głównej. Miejcie tę serię w pamięci, jeżeli lubicie książki z dobrze skrojonymi bohaterami, fajnymi bitkami i dobrym rysem historycznym.
To teraz pozostaje tylko szybko nauczyć się czeskiego i czytać ;)
No nie wiem czy czeski będzie pomocny, bo to po słowacku :D A słowacki jest dość zrozumiały, ale nie wiem czy na tyle, żeby bez jego znajomości czuć przyjemność z czytania – sam czasami czytam artykuły naukowe po słowacku i zdecydowanie nie jest to najprzyjemniejsze zajęcie, jakie znam :D
Jo. ;)
Czeski nie bardzo pomoże. Lepiej do Cervenaka się uczyć słowackiego. Owszem znając czeski, coś byś tam zrozumiała, ale nie są, to te same języki. :)