Tartar, Elżbieta Batory i Ja, potępiona Katarzyny Bereniki Miszczuk.
Świetnie bawiłam się podczas odsłuchu pierwszej odsłony szalonej, diabelskiej serii z Wiktorią Biankowską w tle. Jednak przy słuchaniu Ja, anielica chemia, którą poczułam z bohaterami pierwszego odcinka, gdzieś uleciała, a „zapiotrusiowana” Wiktoria zaczęła grać mi na nerwach. Czy Ja, potępiona Katarzyny Bereniki Miszczuk przywróci mi frajdę z odsłuchu tej relaksującej i mocno nieszablonowej serii?
Ucieczka z Tartaru.
Znowu poczułam bluesa. ;)
Ponownie zabawa z Wiktorią i Belethem pochłonęła mnie na całego. W zasadzie tuż po wypadku Weroniki i odcięciu Piotrusiowej pępowiny poczułam na nowo tę chemię, radość z ironicznych dialogów i moc humoru, którą cechowała się pierwsza odsłona tej diabelskiej telenoweli. ;)
Do tego przeniesienie akcji do Tartaru wyraźnie nadało koloryt (nieco szary ;)) temu odcinkowi. Ekipa z Tartaru z demoniczną Elżbietą Batory na czele, to prawdziwa wisienka na torcie.
Sama zaś Wiktoria w końcu przestała się użalać nad sobą, zyskała odrobinę pewności siebie i pokazała pazur. Piotruś w końcu zachował się jak mężczyzna, a Beleth pokazał się z mocno romantycznej strony.
Dlatego jeżeli macie ochotę na zakręconą historię, pełną gagów, humoru i akcji, to koniecznie sięgnijcie po Ja, potępiona Katarzyny Bereniki Miszczuk. Pamiętajcie tylko, że jest to powieść z kategorii lekka, łatwa i przyjemna, która ma przynieść Wam uśmiech i rozrywkę, a nie poważne, czy inne górnolotne przemyślenia oraz nominację do literackiej nagrody Nobla. ;)
To może być fajna propozycja na odstresowanie się przed świętami!
Jeżeli poszukujesz czegoś lekkiego, zakręconego i humorystycznego, to seria będzie w sam raz. :D