Krwawa Róża Nicholasa Eamesa, czyli Baśń na kontrakcie.
Pierwsza odsłona cyklu The Band Nicholasa Eamesa „rozmieniła mnie na drobne” fantastycznym humorem i luźnym podejściem do historii. Dlatego po odłożeniu książki na półkę zapragnęłam w zasadzie od razu sięgnąć po drugą odsłoną cyklu pod tytułem Krwawa Róża licząc na wspaniałą, luźną i pełną humoru rozrywkę. Czy książka spełniła moje wymagania? O tym kilka zdań poniżej.
Pam Hashford zostaje bardem Baśni. ;)
Siedemnastoletnia Pam wiedzie spokojny, acz nudny żywot barmanki w Ardburg. Dlatego też, gdy do miasta zawitała najsłynniejsza grupa najemników prowadzona przez Krwawą Różę, Pam upatruje swojej szansy do wielkiej życiowej przygody. Dlatego też staje do castingu na barda dla osławionej trupy. Dzięki szczęściu może trochę dzięki nazwisku zdobywa „kontrakt” i wyrusza na emocjonujące tournée wraz z ekipą Baśni.
Czy Pam uda się przeżyć największą życiową przygodę i wyjść z tej kabały w jednym kawałku? Szczególnie iż potężne horda potworów zbiera się właśnie na północy, a Krwawa Róża, zamiast stanąć do walki, rusza w przeciwną stronę.
This is not the same… ;)
Historia Pam, która podąża za Krwawą Różą i jakby zdaje relację z całej podróży, jest zajmująca, a Nicholas Eames nadal bawi się gatunkiem, który dostosowuje swoich potrzeb i oczywiście okrasza całą historię wspaniałymi opisami, niesamowitymi stworami, wszędobylską magią i ogromną dawką humoru.
Tylko właśnie ten humor momentami jest trochę „sztywny”. W poprzednim odcinku dało się wyczuć tę więź pomiędzy członkami Sagi, którzy nie oszczędzali się, a wręcz „jechali po bandzie”. Stąd też te humorystyczne docinki idealnie współgrały zarówno z bohaterami, jak i sytuacją. Tu natomiast wyraźnie czuć, kto jest szefem i dlatego mimo wysiłków, humoru i ironicznych wstawek, było momentami drętwo.
Tym samym powieść jest trochę bardziej poważna, ale patrząc na całokształt historii, tak właśnie być powinno. Był czas heheszkowania, a teraz przyszedł czas na poważniejsze tematy.
Starzy znajomi.
Jeżeli chodzi o samych bohaterów. Fajnie było poznać nieco zakręconych, momentami wręcz stukniętych członków Baśni. ;) Krwawą Różę, przywoływaczkę Corę, szamana Brune, druina Bezchmurnego i w końcu samą Pam. Muszę przyznać, Emes ma rękę do nieszablonowych postaci, które mimo absurdalnych, czasem wręcz chamskich zachowań dają się lubić. ;)
Dlatego też bardzo przeżyłam (wyczekiwane) spotkanie „ze starą gwardią” i sowomisiami. Działo się, oj działo, a serducho momentami, tych emocji nie wytrzymywało. ;)
Podsumowując. Krwawa Róża Nicholasa Eamesa to nie było dokładnie to, czego się spodziewałam, ale i tak mogę napisać, że książka mi się podobała. Myślę, że fani gatunku sięgając po książkę, będą również zadowoleni.
Polecam!
2 komentarze
Głodna Wyobraźnia
10 października 2020 at 15:10O tak, w tej części robi się poważniej, ale i tak można się przy niej doskonale bawić. Mam nadzieję, że autor będzie kontynuował tę historię!
Sylwka
10 października 2020 at 19:09Widziałam na Goodreads już pod serią tom III (Outlaw Empire), więc zapowiada się dalsza jazda bez trzymanki. ;)