Piłsudski, smoki i nieopierzony kadet carskiej floty, czyli Zgasić słońce. Szpony smoka Robert J. Szmidt.
Roberta J. Szmidta i orient. Jak przeczytałam zapowiedź książki Zgasić słońce. Szpony smoka, to aż uśmiechnęłam się pod nosem, na myśl o tym niecodziennym „połączeniu”. Jak doczytałam jeszcze, że w całą zabawę wmieszana będzie historia alternatywna, to wiedziałam, że będzie się działo i z ogromną przyjemnością rozpoczęłam nową, książkową przygodę. :)
Kierunek Tokio!
Jest rok 1905. Andrzej Horodyński, młody kadet carskiej floty, wraz z tysiącem marynarzy zjednoczonej podniebnej armady, leci nad Tokio. To piękne miasto jest sercem potężnego japońskiego imperium, władanego przez boskiego tennō, który chce podbić cały świat, a pomóc mają mu w tym, uwolnione po tysiącu lat, mityczne smoki.
W dalekiej Japonii Józef Piłsudzki już wytypował zwycięzcę i wypatruje okazji do tego, by Polska będąca pod jarzmem zaboru rosyjskiego, odzyskała swą niepodległość. Jaką rolę w tej układance odegra młody Horodyński? I jak potoczy się największa bitwa powietrzna świata? O tym musicie przekonać się sami.
Powietrzna bitwa.
Początek książki wręcz „wcisnął mnie w fotel”.
To wrzucenie na głęboką wodę w sam środek pędzącej akcji było niesamowite. Czułam, jak podnosi się adrenalina Horodyńskiemu i wręcz sama się nią napędzałam. W uszach szumiał mi wiatr, uchylałam się przed kolejnymi atakami smoków i wręcz miałam wrażenie, że wraz z głównym bohaterem zbiegam pod pokład, by przekazać ważne rozkazy.
I choć ten alternatywny świat pozostawał dla mnie wciąż sporą zagadką, bo nie było wiele miejsca „na wspominki”, to jednak nie odczuwałam braku tych powiązań, a wręcz chłonęłam walkę, w której udział brały nie tylko pancerniki i krążowniki powietrzne, ale także potężne mechy.
Ślamazarnie i ospale…
Niestety jak ta pasjonująca bitwa dobiegła końca, akcja niestety zaczęła zamierać, a historia straciła całe tempo.
Owszem sam pomysł na fabułę i wprowadzenie na scenę wyrachowanego gracza politycznego Józefa Piłsudskiego, to był strzał w dziesiątkę. Jednak te niezwykle plastyczne opisy świata, bardzo dobre oddanie fanatyzmu i honoru Japończyków, te postacie z krwi i kości, „rozdarcie” Horodyńskiego ciągną się jak przysłowiowy makaron, a napięcie, które sięgało już prawie zenitu, spada bardzo szybko do zera.
Podsumowując. Mam trochę mieszane odczucia, co do tego tytułu. Bo z jednej strony było to, co uwielbiam w takich powieściach. Rozpoczęcie z przytupem, wprowadzenie do fabuły ciekawych postaci historycznych oraz faktów, latające statki i mitologia japońska z głównym bóstwem panteonu shintoistycznego Amaterasu na czele. Z drugiej strony jednak ten brak napięcia, a także niemrawe „sklejanie i odhaczanie punktów” w drugiej części powoduje trochę „kręcę noskiem”. ;) Nie mogę jednak zaprzeczyć, że Zgasić słońce. Szpony smoka Roberta J. Szmidta jest nietuzinkowa i ma w sobie to coś, co powinno spodobać się szczególnie wielbicielom fantastyki. Polecam!
Ech, szkoda, że powieść tak straciła impet, bo intrygował mnie ten tytuł…
Tytuł nie jest zły. Pomysł na fabułę bardzo fajny, ale autor postawił sobie po pierwszych stronach tak wysoko poprzeczkę, dał takiego powera, że potem spowolnienie akcji i powtarzanie niektórych rozważań, trochę nadszarpnęło obraz całości. ;)