Fraktalny książę, czyli druga odsłona cyklu Jean le Flambeur Hannu Rajaniemi.
Pierwsza odsłona cyklu Jean le Flambeur Hannu Rajaniemi to było prawdziwe hard science fiction, z dużym naciskiem na hard. ;) Do tego jakoś sam styl autora mnie nie zachwycił, ale historia miała pewne walory, które spowodowały, iż postanowiłam kontynuować przygodę z panem le Flambeur i sięgnęłam po drugą odsłonę cyklu pod tytułem Fraktalny książę.
Złodziej i Pudełko.
Pudełka strzegą kody wypaczające logikę oraz zdrowy rozsądek. A statek zaatakowano.
Złodziej jest blisko śmierci, a napastnik pożera statek żywcem.
Jeanowi de Flambeur zaczyna brakować czasu. Wszystkim jego wersjom.
Natomiast na Ziemi dwie siostry w mieście Szybkich, kryjących się w cieniu graczy oraz dżinnów planują rewolucję.
Jest wiele innych historii, które można opowiedzieć w tysiąc i jedną noc, ale te dwie będą się łączyły i splatały ze sobą, aż rzeczywistość przerodzi się w spiralę.
Ziemia, Baśnie z tysiąca i jednej nocy, dżiny i latające dywany.
Było lepiej, ale…
Autor nadal ma manierę „zostawiania wszystkiego na później”. Przez co wykreowany przez niego świat jest aż nadmiernie skomplikowany i ciężko nacieszyć się jego konstrukcją. Odkrywanie każdej zależności, to droga wręcz przez mękę. Do tego mam wrażenie, iż Rajaniemi nie czuje momentami wykreowanego przez siebie świata i dlatego sam nie jest w stanie zdefiniować szczegółów oraz przedstawić kontekstu danej sytuacji.
Jeżeli chodzi o bohaterów, to niestety wątek Złodzieja i Mieli, nie powala (dalej odzyskujemy wspomnienia, a Jean jest nudny jak flaki z olejem) i momentami miałam wrażenie, jakby autor chciał trochę „wyciszyć” tę parę i skierować światła reflektorów na intrygującą Tawaddud.
Młodą kobietę z „przeszłością”, o niezwykłych umiejętnościach, która nie ma w swoim środowisku „dobrej prasy”. Do tego jej stosunki z rodziną również nie należą do wzorowych, ale tajemnice która posiadła mają wielką wartość.
Jej historia i wszystko to, co dzieje się w pustynnym mieście Sirr niezwykle przykuwa uwagę. Na szczególne zaś wyróżnienie zasługuje niewątpliwie nawiązanie do Baśni z tysiąca i jednej nocy, wplecenie w historię dżinów, wezyrów oraz tradycji i połączenie tego wszystkiego ze światem przepełnionym technologią.
Dlatego mimo lekkiego rozczarowania „będę pchać ten wózek dalej”. Gdyż Hannu Rajaniemi mimo niewątpliwych braków w przedstawianiu świata i przepełnianiu fabuły technicznymi „wstawkami” bez kontekstu i wyjaśnień, dodaje do treści nutką tajemniczości oraz zgrabnie łączy tradycję i kulturę z technologią. Czy polecam? Jeżeli już, to tylko osobom, które lubią hard science fiction, z dużym naciskiem na hard i nie boją się wyzwań, gdyż historia do lekkich i łatwych nie należy. ;)
O książce możecie również przeczytać na blogach:
Z piórem wśród książek;
Może autor tak popłynął w to hard sf, że takie przyziemne kwestie jak kreacja świata nie dostały czasu na dopracowanie? Szkoda, ale w sumie został Ci jeden tom, więc wielkiego męczenia nie będzie;)
Kto to wie. ;) No i dokładnie, został mi jeden tom, to jeszcze jakoś “udźwignę”, żeby dowiedzieć się co dalej. ;)