Nanity, Kyle Riggs i Siły Gwiezdne, czyli Zagłada B.V. Larsona.
Pierwsze spotkanie z Kylem Riggs, makrosami oraz nanitami B.V. Larsona okazało się na tyle intrygujące, iż postanowiłam sięgnąć po drugą odsłonę cyklu Star Force pod złowieszczo brzmiącym tytułem Zagłada. ;)
Siły Gwiezdne i próba przejęcia technologii.
Takie nijakie…
Ciężko mi się odnieść jakkolwiek do drugiej odsłony cyklu, bo była ona po prostu nijaka i nudnawa.
Okręty nanitów zabierają pilotów w nieznane. Riggsowi udaje się uciec i oczywiście jak to w rasowych filmach klasy B widząc, że Siły Gwiezdne mają problemy, USA postanawia przejąć sobie technologię, która jak wiadomo, przecież im się należy.
No i tu zaczyna się zabawa w podchody i zanudzanie słuchacza/czytacza tym, jaki to Riggs jest wspaniały i ogarnia całą sytuację, nie dając sobie jednocześnie „w kaszę dmuchać”.
Może ta „zabawa z nanitami” jakoś by mnie tak bardzo nie raziła, gdyby od czasu do czasu, na scenę nie wkraczała nimfomanka Sara. Tak głupiej dziewoi dawno nie miałam okazji spotkać w książkowych wojażach. Autor, pisząc tę postać, zebrał „wszystko, co najlepsze” w blondynach, madkach oraz Karynach i chciał na każdym możliwym froncie podkreślić, iż Sara jest tylko zabawką seksualną pozbawioną mózgu.
Żeby nie było, że tylko marudzę, to na plus książki mogę zapisać nadal prowadzenie narracji przez Riggsa, co daje taki swojski charakter powieści. Klimat też ma się nieźle, no i widać też, iż autor ma jakiś plan na tę serię. Plan, który mniej bądź bardziej nieudolnie stara się wcielać w życie.
Co będzie dalej? Ponieważ Roch Siemianowski daje radę i swoim głosem niweluje pewne niedoskonałości fabuły, więc pewnie sięgnę po trzecią odsłonę serii. ;) Jeżeli chodzi o samą Zagładę, to jeżeli wyłączycie krytyczne myślenie i podejdziecie do książki, jak do takiego zwykłego czytadła, to książka może dać Wam kilka minut zapomnienia i oderwania się od rzeczywistości.
No Comment! Be the first one.