W Nurcie, czyli czas na Upadające imperium Johna Scalzi.
Johna Scalzi, amerykańskiego pisarza tworzącego głównie na polu fantastyki naukowej, „poznałam” dzięki fenomenalnej i urzekającej Wojnie starego człowieka. Dlatego też, gdy na Empik.Go zobaczyłam najnowszą powieść spod pióra autora, nie wahałam się nawet minuty i od razu postanowiłam sprawdzić, co tym razem wymyślił autor w pierwszej odsłonie cyklu The Interdependency pod tytułem Upadające imperium.
Wielki Imperoks umiera…
Cardenia jako jego jedyna żyjąca córka, choć z nieprawego łoża, musi zająć jego miejsce. Przechodzi więc przyspieszony kurs politycznej oraz dworskiej intrygi i zostaje nową Imperoks.
W tym samym czasie pewien naukowiec odkrywa, iż Nurt, który umożliwia podróżowanie międzyplanetarne szybciej niż z prędkością światła, przemieszcza się. Ta sytuacja jest bardzo niekorzystna dla całej Wspólnoty. Wszystko przez to, iż zamieszkałe przez ludzi planety są od siebie mocno zależne, a zmiana biegu przez Nurt, odetnie wszystkie zamieszkałe przez człowieka światy poprzez całkowite uniemożliwienie podróży szybszych niż prędkość światła.
Czy Cardenia poradzi sobie z nową sytuacją i uratuje swoje międzygwiezdne imperium?
„Tak drogi Panie, to moje dziecko.” :D
Zostałam przekabacona. ;)
Johna Scalzi skonstruował niezwykle ciekawy świat, który oparł na tajemniczym Nurcie, który pozwala na szybkie przemieszczanie się pomiędzy w pełni zależnymi od siebie światami. Jakby samej tej planetarnej otoczki było mało, to całość doprawił niezwykle ciekawymi powiązaniami między poszczególnymi planetami, nazwami własnymi statków („Tak drogi Panie, to moje dziecko”, „Mów do mnie jeszcze”, „Jeśli chcesz śpiewać, to śpiewaj”), intrygującym systemem władzy z Imperoksem i Rodami na czele, no i oczywiście samymi bohaterami.
Bohaterami, którzy mają bardzo wiele do zaoferowania, są różnorodni i niejednoznaczni, podnoszą ciśnienie swoim zachowaniem, wzbudzają emocje swoimi decyzjami i mają bardzo wiele za uszami.
Prym wśród nich wiedzie moja ulubiona, wyszczekana Kiva. Ta kobieta potrafiłaby wyprowadzić z równowagi każdego. Jej wulgarność, chciwość i pewność siebie sięgają zenitu. I gdy już myślałam, że jest ona przesiąknięta złem do szpiku kości, odkryłam jej drugą naturę. Misternie skrojona przez nią intryga spowodowała, iż zaczęłam kibicować bardziej jej niż samej Imperoks Cardenii.
Jeżeli chciałabym spojrzeć na akcję, to nie należy ona do tych najbardziej dynamicznych. Trochę więcej tu polityki, „szeptania na uszko”, odkrywania zależności między rodzinami i misternie skrojonej intrygi. Oczywiście nie brakuje też kosmicznych bitew i innych konfliktów, które fajne balansują całą akcję.
„Mów do mnie jeszcze.”
Jeżeli chodzi zaś o samego czytacza Pawła Grysztara, to w mojej ocenie spisał się on przyzwoicie. Choć były momenty, w których miałam wrażenie, iż można był daną sytuację bardziej „pociągnąć” głosem. ;)
Podsumowując. Upadające imperium Johna Scalzi to bardzo dobre otwarcie nowej serii, które ma wszystko to, co dobra space opera mieć powinna. Jest akcja, kosmos, mnóstwo humoru i intrygi. Dlatego, jeżeli macie ochotę na dobre scenie fiction poprowadzone w dwóch niciach fabularnych, to wskakujcie do Nurtu, póki jeszcze możecie! :)
O książce możecie również przeczytać na blogach:
Fantasmarium;
Thieving Books;
No i chyba mnie przekonałaś do lektury :)
Mam nadzieję, że się nie zawiedziesz. :D
Scalziego lubię, czytałem „Czerwone koszule” i „Wojnę starego człowieka”. A to wygląda w sumie mi w sam raz na następną książkę na Kindle’a. Poszukam sobie po cyfrowych sklepach.
W sumie mi też mi to tak zaczyna wyglądać. ;) :D
Wojny i Brygady Duchów też polecam. Szkoda że w PL seria nie jest kontynuowana. Cykl o Imperium (Imperox) też jest ok, nie polecam natomiast powieści Czerwone Koszule.
Dla mnie to bzdury typowe dla „odcinków specjalnych” w serialach SF (operowe, śpiewane, pokazujące produkcję).
Też strasznie żałuję, że seria Wojna starego człowieka nie jest w PL tłumaczona, bo jak dla mnie, to jest wyśmienita. Co do „Czerwonych…”, to bardziej satyra niż SF i jak się ją tak przyjmie, to można podczas czytania trochę poheheszkować.
To mówisz, że jak dam szansę Scalziemu, to nie zmarnuję czasu?
Absolutnie nie, ale na początek polecam Wojnę Starego Człowieka – idealna książka na „obwąchanie” się z autorem. :D
Okeeej, to sobie sprawdzę jak to wygląda, chociaż to Upadające królestwo niespodziewanie zaczęło kusić bardziej ;) Ale to pewnie dlatego, że okładka mnie atakuje w internecie co chwilę…
Ja w Wojnie Starego Człowieka się zakochałam, więc zawsze polecam ją na dobry początek ze Scalzim. :D Natomiast spokojnie możesz zaczynać i od Upadającego… Nic mu nie brakuje, a w dodatku jest Kiva. :P