Hagan i Nocne Słońca, czyli druga odsłona Legend Archeonu Thomasa Arnold.
W kwietniu w końcu udało mi się „odkurzyć” i ściągnąć półki pierwszą odsłonę Legend Archeonu Thomasa Arnolda. Choć bohaterowie byli bez wyrazu i zachowywali się jak marionetki, to jednak sama historia na tyle mnie ujęła, że postanowiłam kontynuować swoją przygodę w tym świecie i dość szybko sięgnęłam po drugą odsłonę cyklu pod tytułem Nocne Słońca.
Padlinożercy w Archeonie.
Królestwo Archeonu upadło. Na drogach i dziedzińcach można tam spotkać tylko śmierć i padlinożerców. Sami zaś Archeończycy, którzy uniknęli czarnej fali, ukryli się z w nadziei, że po śmierci przywódcy Venenów jego wojska rozproszą się i wrócą do tuneli. Niestety były to tylko płonne życzenia zrozpaczonych ludzi, a generałowie, którzy po śmierci przywódcy odzyskali w końcu wolną wolę, przegrupowali się i jeszcze zacieklej walczą o wpływy.
Jednak wśród tych wszystkich ludzi, którzy stracili już nadzieję, jest ktoś, kto ciągle walczy i szuka nowych sposobów na pokonanie Venomów.
Zemsta, giganci i podróże.
Zanim zacznę całe dywagacje o książce, pierwsze co trzeba sobie powiedzieć, to to, iż Thomas Arnold „nie umie w bohaterów”. Są wycięci jak z szablonu, przewidywalni do bólu i płascy jak tyłek Anji Rubik. Nie oznacza to oczywiście, że w jakiś sposób nie da się polubić choćby Hagana, ale jego posunięcia, wymuszone momentami żenujące poczucie humoru i odpowiedzi wycięte jak z jakiegoś schematu po prostu męczą.
Jednak abstrahując od bohaterów, wciąż jestem zachwycona pomysłem i wykreowanym światem. Światem, który ze strony na stronę wydaje się bardziej realny, a nawet wręcz namacalny dzięki zmyślnie sprzedanym szczegółom i odpowiednio dobranym informacjom, które doskonale podkreślają daną sytuację.
Dużą zaletą książki jest także akcja – jej tempo i nieprzewidywalność. Dzięki czemu emocje momentami sięgają zenitu, w głowie zaczynają rodzić się nowe pytania i ciężko oderwać się od książki.
I właśnie dzięki tym elementom mam ochotę na kontynuację cyklu, choć przyznaję, iż kreacja bohaterów wciąż mocno mnie uwiera. Dlatego, jeżeli umiecie cieszyć się historią z szablonowymi bohaterami, to Nocne Słońca warto przeczytać. Jeżeli natomiast nie będziecie w stanie przełknąć tej „gorzkiej, bohaterskiej pigułki”, to dla własnego dobra, trzymajcie się od cyklu z daleka. ;)
To ja raczej sobie odpuszczę :) Nie lubię szablonowych bohaterów, więc wolę sobie poczytać inne książki :P pozdrawiam :)
Strasznie szkoda, że autor “nieumiewbohaterów”, bo tylko takich ich w tej historii brakuje. :D