Pierwsza wycieczka po Archeonie, Strach stary i nowy Thomas Arnold.
Pierwsza odsłona cyklu Legendy Archeonu Thomasa Arnolda zasiliła moją kolekcję „półkowników” już jakiś czas temu. I choć motywatorem do jej szybkiego przeczytania miała być piękna dedykacja autora, to jak to u mnie bywa. Pomysłów na minutę sto, a zmian w grafiku czytelniczym drugie tyle. Jednak co się odwlecze, to nie uciecze, więc i Strach stary i nowy doczekał się w końcu swoich pięciu minut. ;) Jak wypadła moja pierwsza wycieczka do Archeonu? O tym kilka słów poniżej. :)
Giganci, niszczyciele i Stwórcy.
Krew wsiąkła głęboko w ziemię, która na powrót przyjęła brunatną barwę, a rozkładające się ciała dały początek nowemu życiu. Strach uleciał i rozproszył się w powietrzu niczym dym z przygaszonej pochodni. W tym wszystkim jedynie Śmierć pozostała niezmienna. Cierpliwie czekała na odważnych, którzy postanowili wrócić i ponownie określić się mianem Archeonów – pierwotnej nacji zamieszkującej niegdyś Tereny Centralne..
Od topornego początku do ciekawego świata.
Początek książki był dla mnie mocno toporny. Autor wprowadził takie mrowie informacji, że potrzebowałam dobrej chwili, żeby dokładnie to wszystko ze sobą połączyć, ułożyć w odpowiedniej kolejności i „szufladce”.
Jednak jak już opanowałam ten początkowy chaos informacyjny, po prostu „wpłynęłam” w świat. Wszystko wydawało mi niezwykle logiczne i spójnie poukładane. Dzięki czemu mogłam cieszyć się szczegółowymi opisami (czasem zbyt szczegółowymi) i wyłapywać zależności między poszczególnymi postaciami, a także smaczki polityczne i sytuacyjne.
Na moje uznanie zasłużyła też fajnie wpleciona w całą sytuację intryga, w której głównym motorem napędowym jest drugi brat króla Gawena — Brion. Dodaje ona wyrazu historii i wprowadza na salony taki delikatny dreszczyk podekscytowania oraz niepewności.
Bez wyrazu…
I w tym miejscu mogłabym powiedzieć, że już jest prawie idealnie (trochę obetnijmy opisy), ale niestety bohaterowie nie stanęli na wysokości zadania. ;)
Nie wzbudzają emocji i są niestety płascy. W pewnym momencie miałam wrażenie, że zarówno Aodhan, jak i Hagan (Brion w mniejszym stopniu), to takie trochę marionetki, które mają po prostu przejść z punktu A do punktu B. Nie wiemy, co się dzieje w ich głowach, a ich posunięcia i często reakcje są po prostu jakby wycięte z jakiegoś szablonu.
Nie zmienia to jednak faktu, że książka mi się podobała i w moim odczuciu Strach stary i nowy Thomasa Arnold, to zapowiedź całkiem przyjemnego i ciekawego cyklu high fantasy.
Doświadczenia z płaskimi bohaterami nabyłam przy okazji Ostatniego imperium Sandersona (czyta się tom drugi akurat). Do przeżycia – a wiedząc, czego się spodziewać u Arnolda nie będę oczekiwała fajerwerków.
W Ostatnim… w porównaniu ze Strachem… bohaterowie wcale nie są płascy. :P
Nie dobijaj mnie.
Ja, nigdy :P
Hmm, mimo że lubię fantastykę, to chyba jednak opowieść nie dla mnie, bo uważam, że bohaterowie w high fantasy to podstawa!
Są ważni, dlatego tak mnie wręcz zaboleli. Jednak zrzucam tych bohaterów na karb “pierwszych kroków” autora w fantastyce. Drugi tom stoi na półce i liczę na to, że w materii bohaterów nastąpiła poprawa. ;) :P
Postaci nie są dobrą stroną Arcziego, ale w dreszczowcach to mnie akurat nigdy specjalnie nie razi, bo nie o to tam chodzi. Poza tym jego książkom niczego nie brakuje, czyta się je świetnie. Ale w fantastyce to jednak ważny aspekt dla mnie (podobnie jak kreacja świata, magia, nowe gatunki), stąd ja to widzę jako minus.
To jest duży minus, jak autor nie potrafi “pisać” postaci. :/ Mam drugi tom na półce, więc przeczytam, ale chyba innych powieści autora “nie tknę”.
Nie tylko ja, jak widać, dostrzegłem tę płaskość u postaci, uff. Czyli że nawet dobry ze mnie ręcełzent. :D Fajnie, że przeczytałaś te fantasy Arcziego. ;)
Jak napisałam opinię i dorzucałam linki, to widziałam, że nie tylko ja, Ty i Łukasz mamy “problem” z bohaterami. Nie czytałam “dreszczykowych” powieści autora i w sumie jestem ciekawa, czy tam postacie też są “wycinane z szablonu”. ;) :P