Kwantowy złodziej Hannu Rajaniemi, czyli pierwsze spotkanie z science fiction w fińskim wydaniu. ;)
Gdy zobaczyłam cykl Jean le Flambeur Hannu Rajaniemi, fińskiego autora fantastyki, który założył komercyjną organizację ThinkTank Mathematicspomyślałam, że czas przekonać się, jak zapatrują się na science fiction, w tym nieco chłodniejszym zakątku naszego globu. ;) Dlatego też wielkim zaciekawieniem sięgnęłam po pierwszą odsłonę cyklu pod tytułem Kwantowy złodziej.
Złodziej…
Chyba trochę „nie ogarnęłam kuwety”. ;)
Przemęczyłam. Nie jestem w stanie znaleźć innego lepszego określenia, które oddałoby mój stan po „odstawieniu” książki.
Nie mogę powiedzieć, że nie lubię być wrzucana na głęboką wodę, ale sposób, w jaki zrobił to Hannu Rajaniemi, po prostu zwalił mnie z nóg. Po pierwszych, topornych stronach książki czułam się „przeczołgana” i gdzieś podświadomie czułam, że ciągle „nie ogarnęłam kuwety”.
Dopiero gdzieś tak w połowie, trybiki w mojej głowie przeskoczyły i zaczęłam doceniać wartości tej historii. Rozgryzałam nowe układy polityczne, związki i organizacje. Napawałam się smaczkami technologicznymi — statkiem obdarzonym własną osobowością — zmyślnie stworzoną wizją przyszłości i z przyjemnością poruszałam się po mieście Kazamaty, gdzie wraz z mieszkańcami odliczałam czas do wyciszenia.
Doceniłam też kreację tajemniczego i lekko bezczelnego złodziejaszka, który po uwolnieniu z więzienia próbuje spłacić swój dług, a jednocześnie za wszelką cenę chce odzyskać swoje wspomnienia. No i bawiłam się całkiem nieźle w towarzystwie genialnego, prywatnego detektywa Isidore, który ma dość niezwykłe umiejętności.
To docenienie pewnych wartości w książce nie zmienia jednak faktu, że autor stworzył toporny twór z trochę oklepanym motywem (ktoś uwalnia najlepszego złodzieja i daje mu propozycję nie do odrzucenia) i dla podkreślenia, iż jest to książka z gatunku science fiction, naszpikował ją wrzucanymi, to tu to tam mądrymi słowami.
Podsumowując. Kwantowy złodziej Hannu Rajaniemi nie zachwycił mnie, ale ma pewne walory, które jestem w stanie docenić. Czy przeczytam drugą odsłonę cyklu? Zapewne tak. Jak już się „obwąchałam” ze światem i przebrnęłam przez początkową sieczkę słowną, to teraz już będzie mi już łatwiej poruszać się po tym świecie i odkrywać jego tajemnice. Co się tyczy polecenia książki, to w tym punkcie pozwolę sobie zamilknąć. Decyzję będziecie musieli podjąć sami. ;)
Czyli równie dobrze mogła to być przypowieść o jakimś magicznym złodziejaszku? SF pełni rolę kolorowego tła czy odgrywa nieco ważniejszą rolę?
SF nie jest tylko kolorowym tłem, ale jest ono w kategorii hard w Hard SF. ;)