Torkil Aymore i Gamedec. Zabaweczki Marcin Przybyłek.
Pierwsza odsłona cyklu Gamedec Marcina Przybyłka z niezwykle sympatycznym prywatnym detektywem świata wirtualnego bardzo przypadła mi do gustu. Druga odsłona troszeczkę ostudziła moje zachwyty i zapały czytelnicze, ale że nadal mam słabość do Torkila Aymore dlatego postanowiłam dać serii kolejną szansę i sięgnęłam po trzecią odsłonę cyklu pod tytułem Gamedec. Zabaweczki.
W drodze na Gaję.
Ponieważ nie jestem w stanie ogarnąć skrótu fabuły bez spoilerów, więc pozwolę sobie posiłkować się opisem książki ze strony wydawnictwa.
Jak poprowadzić trzy sprawy jednocześnie? Czy można znaleźć się w tym samym czasie w trzech różnych miejscach? Dokąd zaprowadzą Gamedeca kosmiczna przygoda, ziemskie dochodzenie i próba dotarcia do władz Gai? Czy tylko on widzi anioły i demony?
I ostatecznie: czy jednostka może wpłynąć na losy świata?
Nadchodzą zmiany. I nic już nie będzie takie jak przedtem.
Było nas trzech…
Powiem szczerze. Takiej „jazdy” się nie spodziewałam.
O ile początek jeszcze jakoś ogarniałam, mimo szczeniackiego zachowania Torkila, które doprowadzało mnie do szewskiej pasji. To jednak później, gdy z przyczyn, których wolę nie zdradzać, pojawiło się Torkilów trzech, to dopiero zaczęła się niezła dyskoteka. ;)
Dyskoteka, która wprowadza taką ilość akcji, przygód oraz opisów technologii, że trochę głowa mała. Jednocześnie muszę przyznać, że autor bardzo fajnie, to wszystko ze sobą kompensuje dzięki drobnym wstawkom, które łączą wrażenia całej trójki i pomagają w odnalezieniu się w czasie i przestrzeni.
Dlatego też ilość technologii, farmaceutyków, sprzętów, broni, pojazdów nie przytłacza, a raczej wzbudza ciekawość, choć niestety te super techniczne nowinki i rozwiązania bardzo szybko umykają z głowy.
Pisałam już na początku, że książka naszpikowana jest akcją, ale jej ilość przy mnogości przemyśleń, to jednak przysłowiowe „małe piwo”. Ilość filozoficznych wstawek i różnorakich przemyśleń zmusza do refleksji na temat każdej poruszonej w książce tematyki. Przez co czasem czułam silną potrzebą odłożenia książki choćby na dzień i dogłębnego przemyślenia ostatnio poruszonego problemu.
Podsumowując. Śmiało mogę powiedzieć, że Gamedec. Zabaweczki Marcina Przybyłka, to świetne, choć bardzo trudne science fiction, które zmusza do refleksji. Jeżeli macie czas i dużo cierpliwości, to polecam gorąco. Jeżeli jednak nie jesteście w stanie skupić się na dużej ilości detali, to lepiej odpuśćcie — będziecie książką i historią po prostu zmęczeni.
Tak całość nie tylko świetnie rozplanowana, ale też i połączona. Logika prima sort, ale po takiej dawce trzeba dać sobie chwilę oddechu, żeby wszystko przyswoić. :D
Ja swego czasu porównywałem prozę Przybyłka do rollercoastera – właśnie ze względu na szybkość rozwoju akcji i to bogactwo dodatkowych atrakcji. Co prawda te zagwozdki filozoficzne do porównania niezbyt pasują, ale co tam. Mi w poruszaniu się po technologicznym gąszczu pomagało to, jak dobrze całość była rozplanowana – wszelkie zmiany i rewolucje przebiegały w logicznym ciągu.
Mam na celowniku tę serię, bo zauroczyły mnie umiejętności autora, po jednym opowiadaniu :) Mam nadzieję, że to sf nie będzie aż takim wyzwaniem!
Pierwsze dwa tomy są „lżejsze”, ten jest trochę bardziej wymagający, ale również mocno polecam. :D
To jest szansa, że się wciągnę i na tym trzecim pójdę z prądem po prostu :) To jest skończone?
Tak. Jest 5 odsłon cyklu już zamkniętego.