Literatura faktu i Stacja końcowa Auschwitz Eddy de Wind.
Jeżeli zaglądacie na tego bloga, choć od czasu do czasu, to łatwo możecie zauważyć, iż bardzo rzadko sięgam zarówno po literaturę faktu, jak i reportaże. Wszystko przez to, że podczas czytania tego typu literatury, nie potrafię jakoś skupić się na faktach. Często też drażni mnie sposób przedstawiania i interpretacji poszczególnych faktów. Jednak są takie tytuły, wokół których nawet ja nie potrafię przejść obojętnie i właśnie do nich zalicza się Stacja końcowa Auschwitz Eddy de Wind.
Eliazar de Wind.
Holenderskiego lekarza psychoanalityka i psychiatry żydowskiego pochodzenia, który w 1942 roku zgłosił się do obozu przejściowego Westerbork, by tam nieść pomoc deportowanym Żydom. W obozie tym poznał swoją przyszłą żonę – pielęgniarkę Friedel, z którą w 1943 roku został wywieziony do Auschwitz.
Wspomnienia „na gorąco”…
Ta recenzja będzie inna. Nie będę Wam tu streszczać pobytu Eddy’ego w Auschwitz. Gdyż tego ogromu cierpienia, bezduszności czy w końcu eksperymentów nie da się opisać.
Chciałabym jednak napisać kilka słów o tym, dlaczego akurat ta pozycja tak bardzo mnie zainteresowała.
Chodzi przede wszystkim o to, iż autor spisywał swoje wspomnienia wręcz „na gorąco” tuż po wyzwoleniu obozu. Dlatego też cała relacja jest bardzo emocjonalna i momentami wręcz chaotyczna. Niemniej odpowiada prawdziwym odczuciom bohatera.
Żal, który wylewa się kolejnych kart książki, jest wręcz odczuwalny. I choć to bardzo bolesne dla mnie jako Polki, nie jest to żal do Niemców, ale do Polaków — współwięźniów. Polaków, którzy stali się jakby takim naturalnym wrogiem Eddiego. Dlatego też czytając książkę na każdym kroku „potykamy się” o przytyki do polskiego społeczeństwa, ocieramy się o zakłamywanie faktów historycznych, a każdy Żyd, czy Holender jest wybielany i gloryfikowany.
I choć to jest bardzo przykre, to de Wind miał prawo tak właśnie się czuć. Po pierwsze dlatego, iż w każdym narodzie spotkamy zarówno bohaterów jak i tchórzy. Co także wydaje się ważne, każdy z nas będzie zaciekle „walczył o dodatkową miskę zupy” dla siebie i swoich najbliższych. I czy Eddy zwrócił uwagę na ten fakt, czy też nie – również postępował tak samo jeżeli chodzi o Friedel i jego holenderskich przyjaciół.
Mimo tych bolesnych momentów dla każdego krajana bardzo polecam każdemu książkę Eddy de Winda Stacja końcowa Auschwitz. Myślę, że może ona dać wiele do myślenia, a także wiele nauczyć.
No Comment! Be the first one.