Tajny związek strażników — Nadzór Charlie Fletcher.
Od dłuższego czasu chciałam przeczytać Nadzór Charlie Fletchera, scenarzysty i powieściopisarza mieszkającego na obrzeżach Edynburga. Jednak zawsze na drodze „stawał” inny tytuł, który również domagał się atencji. Podobno „co się odwlecze to nie uciecze”, więc w końcu i Trylogia Nadzoru otrzymała swoje pięć minut. ;)
Nadzór i Sluagh.
Niegdyś Nadzór, tajny związek strażników, liczył setki dzielnych dusz, dziś można ich policzyć na palcach jednej dłoni. W mieście panoszą się okrutni mordercy, magiczne istoty żerują pod osłoną nocy a wrogowie podchodzą coraz bliżej.
Nadzór jest osłabiony i rozdarty. Pewnej nocy pod drzwiami jego siedziby zjawia się opryszek z workiem z niecodzienną zawartością. Wydaje się, że oto pojawiła się szansa na uzupełnienie sił. Jednak wiele wskazuje na to, że pozorne błogosławieństwo jest raczej zmyślną pułapką, która ma doprowadzić Nadzór do ostatecznego i całkowitego upadku.
Wiktoriański klimat i magia.
Myślę, że po pierwszym tomie jeszcze ciężko mi cokolwiek o tej serii powiedzieć, bo wyraźnie czuję, że to taki solidny „wstępniaczek”, który rozpieścił mnie klimatem.
Ponieważ nie mogłam nie zachwycić się obrazem tego zasnutego mgłą wiktoriańskiego Londynu, jego uliczek, kamienic i przemykających to tu, to tam dorożek. Nie mogłam nie docenić ekspresyjnie oddanego klimatu wędrownego cyrku, zachowania ludzi i maestrii przebywających tam wirtuozów.
No i jeszcze nie mogłam oprzeć się fajnie ukazywanym umiejętnościom magicznym i ludem nocy Slaugh.
Fabuła i bohaterowie.
Natomiast jeżeli chodzi o samych bohaterów, to na razie są mocno szablonowi i przewidywalni. Choć gdzieś tam pod przykrywką tej wyświechtanej otoczki czuć, że mają potencjał i w kolejnych odcinkach mogą swym zachowaniem nieźle zaskoczyć.
Fabuła niestety momentami trochę mi się „nie kleiła”. Wszystko przez to, iż autor chciał za szybko umieścić wiele rzeczy i postaci. Lubię, jak jest dynamicznie, ale nie ukrywam, że musi być dynamicznie i logicznie. ;)
To takie lekkie zakręcenie pokazuje jednak, że autor ma niezły pomysł na cały cykl. Zaprezentowany zaś w pierwszym tomie jego zarys całkiem mi się spodobał. Dlatego, jeżeli macie ochotę na trochę magii i świetnie oddany klimat wiktoriańskiego Londynu, to koniecznie sięgnijcie po Nadzór Charliego Fletchera.
No Comment! Be the first one.