Cykl: Komisarz Wallander # 2: Psy z Rygi

Psy z Rygi Henning MankellPsy z Rygi Henninga Mankella, czyli drugie spotkanie z komisarzem Wallanderem.

Moje pierwsze spotkanie z Wallanderem odbyło się może bez fanfar, ale było na tyle intrygujące, bym zechciała sięgnąć po kolejną odsłonę przygód komisarza z Ystad. Dlatego też sięgnęłam pod kolejną odsłonę cyklu Henninga Mankella pod tytułem Psy z Rygi.

Zwłoki w pontonie.

Przy szwedzkim wybrzeżu, niedaleko Ystad zostaje odnaleziony ponton, w którym policja znajduje zwłoki dwóch elegancko ubranych młodych mężczyzn. W niedługim czasie okazuje się, iż denaci należeli do łotewskiej mafii. Komisarz Wallander rozpoczyna śledztwo wraz z przybyłym do Rygi łotewskim majorem Liepą.

Rozwiązanie sprawy okazuje się nie nastręczać wielu problemów, dlatego też major Liepa bardzo szybko opuszcza Szwecję i wraca do domu. Wallander postanawia jak najszybciej zapomnieć o sprawie, jednak wszystko komplikuje informacja o tym, iż major Liepa został zamordowany zaraz po powrocie do kraju, a to znaczy, że z pozoru banalna sprawa jest bardziej skomplikowana, niż mogło na początku się wydawać.

Witajcie w Rydze.

Mam wrażenie, że autor trochę popłynął. ;)

Z książki sygnowanej na kryminał, otrzymałam historię szpiegowską. Historię, która rozwija się nieco topornie, a wrzucenie komisarza w środek współpracy z komórką ruchu wyzwoleńczego, to już było trochę ponad moje siły. ;)

Niemniej jednak sama intryga kryminalna była dość spójna i miała sens. Do tego podobało mi się, jak autor pokazał Łotwę po upadku Związku Radzieckiego. Jak wyglądało to pozorne uzyskanie niepodległości, jakie miało konsekwencje i jak w tej nowej rzeczywistości odnalazło się łotewskie społeczeństwo.

Love is in the air… ;)

Do tego, nie będę ukrywać, ale dość mocno zaskoczył mnie wątek romantyczny. W mojej ocenie był „wciśnięty” w historię nieco na siłę, ale miał swój urok i do tego pokazał komisarza nieco z innej, bardziej emocjonalnej strony.

Podsumowując. Psy z Rygi Henninga Mankella mnie nie zachwyciły, jednak komisarz Wallander nadal mnie intryguje. Do tego czytający Jarosław Rabenda doskonale wywiązał się ze swojego zadania i nadał całej historii specyficzny klimat i charakter. Dlatego, jeżeli macie ochotę na przyzwoitą historię szpiegowską, z kryminalną nutką w tle, to myślę, że książka może Was zadowolić. Ja zaś zacieram rączki i czekam już na kolejne spotkanie z Kurtem Wallanderem.

O książce możecie również przeczytać na blogach:
Dowolnik;
Kącik z książką;
POCZYTAlna;

6 komentarzy

  • Magda

    26 lutego 2020 at 15:42

    Miałam kiedyś fazę na Mankella i namiętnie czytałam jego kryminały. Do książek z Kurtem Wallenderem raczej już nie wrócę, ale komisarz coś w sobie ma i na pewno nie jest to tylko ten depresyjny urok . Ciekawe czy kolejne tomy serii Ci się spodobają.

    Odpowiedz
    • Sylwka

      27 lutego 2020 at 07:13

      Depresyjny urok – to określenie mi pasuje. :D
      Co do reszty – autor nie spowodował, iż jakiejś przemożnej chęci na rzucenie wszystkiego i słuchanie kolejnych części cyklu.

      Odpowiedz
  • Blue Carmen

    26 lutego 2020 at 20:51

    To było moje pierwsze spotkanie z Mankellem. Mam na półce Mordercę bez twarzy i wydaje mi się, że może na nim zakończyć się moja przygoda z Wallanderem. Tak, ten wątek miłosny nie do końca był potrzebny, ale jeszcze nie skreślam autora. Jest on dla mnie, bądź co bądź, raczej neutralny.

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

*

Wyrażam zgodę