Debiut Zuzanny Drzewińskiej-Wittner, czyli Droga do Little Star.
Słowo debiut zawsze niesie ze sobą sporą dawkę emocji i niepewności. A ponieważ ja lubię ten dreszczyk, więc postanowiłam sprawdzić, jak w swoim debiucie pod tytułem Droga do Little Star poradziła sobie Z.D. Wittner, która jest wielbicielką historii, kultury i specyficznej odrębności amerykańskiego południa.
Rok 2045. Federacja Północna.
Trzydziestosiedmioletni Victor Cresta, były zawodowy bokser, a obecnie niezły policjant nie może poradzić sobie ze swoim życiem. Nie dość, że po czterech latach małżeństwa odeszła od niego żona, to jeszcze w pracy też sytuacja ostatnio nie układa się po jego myśli. Dlatego Cresta po informacji o śmierci jego ojca postanawia spakować kilka najpotrzebniejszych rzeczy i wyjechać do rodzinnego miasteczka, gdzie ma nadzieję „naładować baterie” i spojrzeć na swoje problemy z innej perspektywy.
Na miejscu okazuje się jednak, że Little Star targane jest własnymi problemami, a spokój jest ostatnią rzeczą, jakiej może tam oczekiwać.
Emocje i klimat.
Spotykacie na swojej drodze czasem takie książki, gdzie nie możecie oprzeć się wrażeniu, że zostały napisane dokładnie „pod Was”? Ja właśnie tak się poczułam sięgając po Drogę do Little Star.
Od pierwszej miałam nieodparte wrażenie, że stałam się częścią tej historii i całkowicie pochłonęła mnie mocno niepokojąca wizja świata. Do tego ta duszna i złowieszcza atmosfera miasteczka powodowała, że ciarki przechodziły mi po plecach. Każdorazowe zaś pojawienie się Sędziego czy Szeryfa wyzwalało u mnie trwogę i chęć ucieczki.
Ta niezwykle duszna i złowroga atmosfera powodowała u mnie również chęć wykrzyczenia do bohaterów, by uważali na siebie, by nie poddawali się panującemu wokół szaleństwu i marazmowi. No i oczywiście dała mi wiele do myślenia w kwestii zachowań ludzkich w sytuacjach, które z góry uważa się beznadziejne lub które budzą w nas przerażenie.
Zmiany i prawa.
Jak łatwo zauważyć wkręciłam się całkowicie w historię i tu muszę się przyznać, że do pełni szczęścia zabrakło mi tylko jednej (no może dwóch) rzeczy ;).
Pierwszą z nich jest kreacja bohaterów drugoplanowych. Miałam wrażenie, że niektórzy zostali potraktowani nieco po macoszemu i oi ile to było jeszcze do przełknięcia, to bardzo zabolały mnie logiczne dziury w nowym prawie rządzącym światem. Wielu rzeczy musiałam się domyślać i coś tam sobie dopowiadać. I choć część z tych „zagadek” została wyjaśniona w innych częściach książki, to jednak poczułam taką niespójność, która trochę mnie uwierała.
Nie zmienia to jednak faktu, że książkę po prostu się pochłania, a sama fabuła, jak i klimat są po prostu bardzo dobre. Dlatego, jeżeli macie ochotę na thriller postapo, który skupia się mocno na warstwie psychologicznej, to Droga do Little Star Z.D. Wittner jest „strzałem w dziesiątkę”. :) Gorąco polecam! Bardzo udany debiut!
P.S. Jeżeli ktoś dałby mi do ręki książkę Droga do Little Star i nie zdradził nazwiska autorki, to nie powiedziałabym, że jest to debiut. Co dalej utwierdza mnie w przekonaniu, że warto dawać szansę nowym autorom. Warto czytać debiuty, by właśnie wśród tego mrowia książek odnaleźć takich autorów jak Z.D. Wittner. :)
Na mnie też książka trochę czekała i trochę żałuję że nie przeczytałam jej wcześniej. :D
Mam „Drogę do Little Star” na swoim czytniku i wciąż czeka ona tam spokojnie na swoją kolej. Otrzymałem ją po bardzo miłej wymianie korespondencji z autorką. Trochę się obawiam, bo klimaty postapo to nie do końca mój gatunek, ale Twoja opinia jest mocno zachęcająca. Dałaś mi dodatkowy powód, by nie odkładać już dłużej tej powieści :)