Jarl Zahred i Bramy ze złota. Złote miasto Michała Gołkowskiego.
W pierwszej odsłonie Bram ze Złota Michała Gołkowskiego, choć było mniej krwawo niż w „poprzednich odcinkach”, a atmosfera nieco się „ochłodziła” i zrobiła bliższa słowiańskiemu serduszku, to działo się sporo. Zadziorny zaś i mający problemy z bogami Zahred choć przez większą część książki był raczej statystą w intrydze, to odgrywał w niej niebagatelną rolę, a gdy tylko wziął sprawy w swoje ręce, zrobiło się naprawdę gorąco. Dlatego wręcz z wypiekami na twarzy zasiadłam do czytania drugiej odsłony trylogii Bramy ze złota. Złote miasto. :)
Wielkie rzeki i oblężenie.
Zahred jest znowu w swoim żywiole. ;) Właśnie, ku przerażeniu Miry, zdobył „posadę” Jarla i wyrusza wraz z ludźmi północy na rajd po okolicznych włościach. Ponieważ ma „trochę” doświadczenia, szybko pokazuje swoją wartość, a zdobyte łupy przynoszą mu respekt i szacunek.
Zimno północy to nie jest jednak to, co Zahred lubi najbardziej. Dlatego tuż po rajdzie zaszczepia w głowach wojowników wizję wspaniałego miasta ociekającego złotem. Zaszczepia na tyle skutecznie, że już na wiosnę grupa dzielnych wojowników z mroźnej północy przemierza groźne nurty wielkich rzek, by dotrzeć na piaszczyste południe Europy i jeszcze dalej na drugą stronę morza, gdzie czeka na nich najwspanialszy gród — Złote Miasto.
Jakie plany wobec miasta i swoich ludzi ma Zahred, szczególnie, teraz gdy nad grodem zebrały się ciemne chmury?
Huzia z Wikingiem! :P
To była prawdziwa „jazda bez trzymanki” doprawiona odpowiednią dawką krwi, mnóstwem walki i fantastyczną drużyną, w której każdy żądny krwi barbarzyńca z północy ma swój charakterek i ciekawe podejście do wyprawy oraz samego życia.
Jakby charakterków było mało, to jeszcze cała ekipa cechuje się niezwykle „wysublimowanym” poczuciem humoru, a wrzucane to tu, to tam hasełka po prostu zwalają z nóg. ;) :D
Zahred.
Spoglądając jednak w kierunku Zahreda, można wyczuć wyraźnie, iż jego zachowanie, w stosunku do pierwszej odsłony cyklu, się zmienia.
Zebrane doświadczenie powoduje, iż nie jest on już tak impulsywny, a jego decyzje są bardziej przemyślane. Oczywiście nadal zmierza „po trupach do celu”, ale przez tę „twardą skorupę” zaczynają powoli przebijać się jakieś ludzkie uczucia. ;)
Plastyczne opisy.
Zahred i jego drużyna nie wypadliby jednak tak dobrze, gdyby nie wspaniale wykreowane tło całej historii — od społeczeństwa, przez religię na kulturze kończąc.
Wszystkie opisy otoczenia czy też społeczeństwa, były tak plastyczne, że przedstawione miejsca i zachowania ludzi wydawały się autentyczne. „Wisienką na torcie” zaś była ostatnia bitwa i opis scen walki, które były tak realistyczne, że można było poczuć się uczestnikiem całej „imprezy” i wręcz odnieść wrażenie, że przebywa się w samym centrum akcji.
Żeby nie przedłużać i przypadkiem Wam tu czegoś nie zaspoilerować, to napiszę już (chyba) krótko.
Jeżeli jeszcze nie mieliście okazji poznać się osobiście z Zahredem, to nie zwlekajcie długo. Z tomu na tom ta seria nabiera coraz większych rumieńców, a czytanie jej to sama przyjemność. Polecam! I już sama nie mogę doczekać się kolejnego tomu Bramy ze złota. Zmierzch bogów.
P.S. Wcale nie chcę dokonać rytualnego mordu na autorze za urwanie akcji w takim momencie… 🤞
O książce możecie również przeczytać na blogu:
Kącik z książką.
Za egzemplarz książki dziękuję : Fabryce Słów
No Comment! Be the first one.