Kolejna sprawa z przeszłości, czyli Sześć lat później Harlana Cobena.
Harlan Coben jest jednym z bardziej znanych amerykańskich pisarzy powieści kryminalnych, u którego w książkach często pojawiają się nierozwiązane bądź niedokończone sprawy z przeszłości. No i dokładnie taka sytuacja ma miejsce w przeczytanej przeze mnie ostatnio książce autora pod sugestywnym tytułem Sześć lat później.
Przysięga małżeńska i nekrolog męża.
Jake Fisher jest dość młodym profesorem, który sześć lat temu widział, jak miłość jego życia składa przysięgę małżeńską innemu mężczyźnie. Prosi go również, żeby zostawił ją i jej męża w spokoju.
Teraz jednak gdy przez przypadek trafia na nekrolog męża Natalie, postanawia udać się na pogrzeb i tam być może odnowić znajomość z wdową. Tylko że jest jeden zasadniczy problem. Kobietą opłakującą śmierć Todda nie jest Natalie, tylko jakaś obca kobieta. Co się stało z miłością jego życia? Dlaczego wszyscy zachowują się jakby nigdy nie istniała? A może rzeczywiście była ona tylko urojeniem?
Jake czy Myron?
Trochę jestem zawiedziona tą książką. Nie dlatego, żeby historia była jakoś koszmarnie zła, niedopracowana czy nie trzymała się kupy (choć było kilka momentów, które mogły pretendować do tego tytułu). Jestem zawiedziona, bo Jake jest w zasadzie kalką Myrona.
Nie tylko przypomina go fizycznie, ale jego zachowanie również nie różni się zbyt wiele od tego sympatycznego wielkoluda uwielbiającego koszykówkę. Do tego jakby zbieżności między bohaterami było mało, to na scenę wkracza Benedict — najlepszy przyjaciel Jake’a. Tak, wasze myśli „pędzą” we właściwym kierunku, jeżeli chcą porównać go z łamaczem serc Winem. Tyle tylko, że dla odmiany Benedict jest Afroamerykaninem i nie „tapla się” w basenie zwanym rodzinna fortuna.
No i właśnie to mi trochę w książce nie zagrało, bo zamiast skupiać się na fabule i zagadce wciąż analizowałam zachowania obu panów i szeptałam sobie pod nosem: „Myron by tak zrobił…”, „No cały Win…”.
Poza tym „bohaterskim faktem” było dość dynamicznie, zagadka paliła się w rękach, tajemnice goniły tajemnice, a sam pomysł ze znikaniem ludzi był bardzo ciekawy. Dlatego myślę, że Sześć lat później Harlana Cobena może się podobać, o ile nie czytaliście cyklu z Myronem Bolitarem. Natomiast ci, którzy go czytali, mogą przeżywać podobne jak ja katusze i zamiast w akcji, po prostu ugrzęzną w porównaniach.
Każdy wpis o książkach CObena jest dla mnie jak wyrzut sumienia, bo zapowiadam, że sięgnę i nic się w tej kwestii nie dzieje :D
Ja takich wyrzutów sumienia mam na pęczki. ;) A potem żeby było łatwiej i żebym nie musiała zbytnio zastanawiać, który dostanie teraz szansę, to sięgam po Cobena po raz drugi. :P