Dobrodružstvá kapitána Báthoryho i Strážcovia Varadína Juraj Červenák.
Jak wiecie, od dłuższego czasu podczytuję książki po słowacku. Ta zaaplikowana przeze mnie „terapia” miała pomóc mi w nauce języka i poznawaniu nowych słówek. Czytanie w języku słowackim nie idzie mi jednak tak sprawnie, jak bym sobie tego życzyła. Głównie przez to, iż nie poświęcam mu zbyt wiele czasu („skubnę” coś tam wieczorem). Spowodowane jest, to głównie dostępem do słownika, którego nie chce mi się taszczyć ze sobą na przykład w drodze do pracy. Jednak narzekać nie powinnam, bo nie patrzeć coś tam udaje mi się czytać, a ostatnio na warsztat wpadł u mnie niezwykle popularny słowacki autor Juraj Červenák i jego Strážcovia Varadína.
Epopeja o wojnach anty-tureckich.
Zrozpaczony po śmierci żony Kornélius Báthory postanowił zaciągnąć się do wojska i oddać syna na wychowanie swojemu ojcu.
Teraz po dwunastu latach walki, osiągnąwszy stopień kapitana, powraca do rodzinnego domu i chce zająć się wychowaniem syna. Niestety jako sławny turko-bijca musi zmierzyć się z „konsekwencjami” swoich czynów. Jego syn Michał Báthory zostaje porwany, a on sam będąc ciężko ranny, ledwo uchodzi z życiem. Szczęście się jednak do niego uśmiechnęło i gdy tylko „stanął na nogi”, ruszył w pościg za porywaczami, których ślady prowadzą wprost do Imperium Osmańskiego.
Do broni. ;)
Ze względu na liczne nazwy broni czy grup osmańskich miałam trochę problemów podczas czytania (tak, buzdygany, morgenszterny czy inne cuda nie pojawiły się w słownikach ;)). Dlatego też postanowiłam pierwsze zasięgnąć „języka” choćby na Wikipedii i poczytać trochę jak te bronie wyglądały, jakie obrażenia zadawały i później na tej podstawie identyfikowałam czym, to ten zawadiaka Báthory walczy.
Do książki i historii wracając. Juraj Červenák od pierwszej strony pokazuje, iż jest ekspertem od podgrzewania emocji, krwawej bitki i wartkiej akcji, w którą umiejętnie wplata tło historyczne i liczne lokalne legendy.
Kapitan Kornélius Báthory – woj i poeta.
Główny bohater, którego nie sposób nie polubić, to zaś taka trochę klasyczka. ;) Dzielny żołnierz z sekretami i miękkim serduchem, który chcąc odzyskać syna, „brodzi w największym gównie”, by dostać się do Imperium Osmańskiego. Na swej drodze spotyka zarówno przyjazne dusze, które postanawiają pomóc mu w odzyskaniu syna, jak i wrogów, którym na sam dźwięk jego nazwiska miękną kolanka lub ewentualnie z zemsty postanawiają „skrócić go o głowę”. ;)
Podsumowując. Jestem bardzo zadowolona i muszę przyznać, że książkę Strážcovia Varadína Juraja Červenáka (mimo tych wszystkich problemów z bronią ;)), czytało mi się bardzo dobrze. Wszystko przez niezwykle plastyczny język i płynne prowadzenia historii, które powodują, że z chęcią sięgnę po kolejne odsłony przygód sympatycznego kapitana.
Jeżeli książka zostanie kiedyś przetłumaczona na język polski, to gorąco polecam ją szczególnie fanom wartkiej akcji i książek z fikcją historyczna w tle. :)
Pewnie nie zostanie przetłumaczone – Červenák poległ na naszym rynku. Kiedyś wydawnictwo Erica puściło jego cztery powieści, ale potem przerwali (tak brzydko, że z trylogii “Bohater” nie wydali ostatniego tomu). Od sześciu lat polscy wydawcy jakoś nie interesują się tym autorem i w ogóle rynkiem słowackim.
Orientujesz się jakie nakłady mają książki na słowackim rynku? Bo to mały kraj, siedem-osiem razy mniej ludzi, niż w Polsce. Jak im się to opłaca? :D
Nad tym tomem Bohatyra rozpaczam do tej pory, bo strasznie mi się podobał. Zresztą Erica porzuciła tnie tylko ten cykl Cervenaka, ale też “Czarnoksiężnika”, choć ten akurat jest słabszy od Bohatyra.
A faktycznie, dwie trylogie tak “załatwili”, że nie wydali ostatnich tomów. Ale to wydawnictwo w ogóle jeszcze istnieje? Sprawdzałem na Bonito, ostatnie książki Eriki są z 2018 roku.
No chyba właśnie niekoniecznie, bo ich strona nie działa, a i z aktualizacją fanpage’a coś słabo im szło przez ostatnie pół roku.
Biorąc pod uwagę, że wcześniejszych serii autora w Polsce nie dokończono, to zapewne nie ma co liczyć na to, że ktoś zainteresuje się kolejną.
Szkoda, bo historia fajnie napisana i dobrze się ją czyta. :)
Co do nakładu książek rocznie, to przegoogliłam trochę i raczej wydawcy opowiadają ile tytułów wydali w danym roku.
@Katarzyna – szkoda tego Bohatier’a, bo to tylko trylogia i żeby ją tak po dwóch tomach uciąć…
Czytałem pierwsze tomy obu wspomnianych trylogii i akurat “Czarnoksiężnik” jakoś bardziej mi podpasował. W swoim gatunku jest to całkiem niezła literatura, coś jak porządny film akcji, choć niekoniecznie kinowy blockbuster.
Niestety tamtych trylogii nie czytałam (jeszcze), ale o Bathorym mogę powiedzieć podobnie. :)