W okopach I Wojny Światowej po raz czwarty – Stalowe Szczury. Otto Michała Gołkowskiego.
Alternatywna historia I Wojny Światowej w wykonaniu Michała Gołkowskiego na tyle przypadła mi do gustu, że z zapartym tchem śledzę kolejne odsłony serii Stalowe Szczury. Serii, która „nie głaszcze bohaterów po główkach”, tylko z radością rzuca im co rusz nowe kłody po nogi, a do tego krwi i trupów się nie boi. Czas więc sprawdzić, w jaką okopową kabałę tym razem postanowił wplątać swoich bohaterów autor w ostatniej odsłonie cyklu pod tytułem Otto.
Paryż wzięty!
Wśród wciąż dogasających zgliszczy wielkiego miasta jedna formacja inżynieryjno-szturmowa pod flagą Kaiserreichu zamarudziła nieco na tyłach i zainicjowała „ostatnie szabrownicze tango w Paryżu”. ;) „Tango”, które na dobry początek wysadzi pewne państwowe archiwum, zaprosi do tańca napotkaną ciężarówkę z jej niecodzienną zawartością, „upiększy” mundury oraz pancerze i skrzyknie do wspólnej zabawy całkiem „rytmiczny” pościg. ;)
Klimacik z humorem.
Czwarta odsłona cyklu ponownie udowodniła, iż Michał Gołkowski umie bawić się faktami historycznymi, w które umiejętnie wplata alternatywne historie, okrasza je pokaźną dawką humoru i dorzuca do pakietu garść nieszablonowych bohaterów.
Bohaterów, którzy prowadzą „błyskotliwe” dyskusje i wręcz osiągają szczyty elokwencji. Szczególnie Weiss – „Aryjczyk z krwi i kości”, który nie może odmówić sobie uwag na temat wyższości i czystości rasy niemieckiej nad innymi narodami. Również Blumsteinem (tak, nazwisko dobrze się Wam kojarzy ;)), nie może powstrzymać języka, gdy uciskają naród wybrany. ;) Schimmanick (Robert Szymaniak), zna się z kolei na „bajaniach”, ale prawdziwym mistrzem ciętej riposty i ironicznych komentarzy jest sam Otto. ;D
Komedia pomyłek. ;)
Jeżeli chodzi zaś o samą akcję to mimo braku zaskakujących jej zwrotów, jest ona na tyle wartka, że nie będziecie mieli okazji się nudzić. Raczej bardziej powinniście się obawiać o własne zdrowie psychiczne i przepustowość przepony. ;) Wszystko dzięki mocno niecodziennym i głupim pomysłom, które z rozdziału na rozdział zmieniają tę książkę w swoistą komedię pomyłek. ;)
Podsumowując. Stalowe Szczury. Otto Michała Gołkowskiego okazały się dokładnie tym, czego oczekiwałam. Lekką opowieścią okopową z czasów Wielkiej Wojny, z dużą dawką „gołkosiowego” humoru, doprawioną absurdem, ironią i napędzającymi akcję, ciekawymi bohaterami. Jeżeli macie ochotę na dobrą rozrywkę w doborowym towarzystwie, to po prostu sięgajcie i czytajcie — myślę, że nie będziecie zawiedzeni. :D
W przypadku Gołkowskiego chyba jednak zostanę przy bardziej klasycznym fantasy i Zahredzie ;)
No ja właśnie (mam nadzieję) w końcu będę mogła zabrać się za Zahreda, ślubny też już mnie drażni i coś tam podszeptuje do ucha. :P