Torkil Aymore ponownie w akcji – Gamedec. Sprzedawca lokomotyw Marcin Przybyłek.
Nie jest chyba tajemnicą, iż od czasu do czasu lubię „zatracić się” w świecie jakiejś dobrej gry. Dlatego też bardzo przypadł mi do gustu pomysł Marcina Przybyłka na stworzenie bohatera, który będzie kimś w rodzaju prywatnego detektywa w wirtualnym świecie. Postanowiłam sprawdzić, jak autor zrealizował swój pomysł i zaczęłam swoją przygodę z pierwszą odsłoną cyklu Gamedec, którą wręcz się zachłysnęłam. Czy druga odsłona tegoż cyklu pod tytułem Gamedec. Sprzedawca lokomotyw również przypadnie mi do gustu?
Wirus.
W sieci dochodzi do serii bardzo poważnych ataków, których celem stają się głównie zoeneci (ludzie zamknięci w cybernetycznych ciałach). Czy Torkil wraz z przyjaciółmi poradzi sobie z nowym zagrożeniem? I kto może być odpowiedzialny za tak bestialskie, cybernetyczne ataki?
Jedna zagadka.
Muszę przyznać, iż jestem troszeczkę zawiedziona. ;)
Oczekiwałam bowiem od książki podobnej formy, a okazało się, że tym razem autor postawił na jedną zagadkę w sześciu odsłonach, a nie zbiór krótkich opowiadań. Opowiadań, których chronologia dawała poczucie wzrostu poziomu trudności i jakby zdobywania przez bohatera kolejny leveli.
Do tego autor wplątał bohatera w wielką intrygę, za którą stoją prawie „wszyscy święci”. Miało to oczywiście swój urok, ale chyba wolałam, gdy Torkil nie musiał się wić pomiędzy instytucjami rządowymi, firmami farmaceutycznymi czy innymi Zoenet labsami.
My hero. ;)
Na szczęście sam Torkil Aymore nie stracił nic ze swojego dotychczasowego uroku. A do tego sytuacja, w której został zmuszony do zażycia tajemniczego specyfiku, po której miał mary, widy i inne epizody psychotyczne była po prostu mistrzostwem świata.
Jeżeli chodzi o pozostałych bohaterów. To niestety zostali oni potraktowani trochę po macoszemu. Anna, Pauline czy Peter po prostu są i nie odgrywają jakiejś zasadniczej roli. Wielka szkoda, bo szczególnie pazur i zadziorność Pauline bardzo mi się podobały.
Podsumowując. Gamedec. Sprzedawca lokomotyw Marcina Przybyłka był w porządku, ale zabrakło mu tej „iskry”, która charakteryzowała pierwszy tom cyklu. Mam jednak nadzieję, że tę serię dopadł tylko dopieszczany i pielęgnowany przez autorów „syndrom drugiego tomu” i kolejne odsłony przygód Torkila Aymore wrócą na właściwy „level”. ;)
Mi się książka podobała tak średnio, ale to może dlatego, że od niej zacząłem w ogóle przygodę ze światem Gamedec, zamiast od początku, jak zrobiłby każdy normalny zjadacz bitów. Recenzję też popełniłem.
O! To pewnie dlatego tak średnio u Ciebie. Bo w pierwszym “odcinku” bardzo fajnie jest wszystko wprowadzone i sam główny bohater jest fajnie zarysowany.
P.S. Linka dodałam do notki. :)
Nic o wizji rozwoju społeczeństwa? Ni słowa o technologicznych wymyślnościach? ;) Kolejne części to po prostu rozwój wizji niemal wszelkich, spiskowych też.
Tylko wizje… ;)