Urlopowo mi, czyli krótki wypad do Ratyzbona i odwiedziny pobliskiej fabryki BMW.
Moje plany urlopowe ze względu na zmianę pracy „troszeczkę” się rozjechały. Dlatego też planowany zaledwie na tydzień czerwcowy wypad do Meppen przerodził się w dwutygodniowy wypad do Niemiec. Wypad podczas którego trafiliśmy ze ślubnym do Bawarii, a dokładniej rzecz ujmując do Ratyzbona (niem. Regensburg).
Piąte co do wielkości miasto Bawarii.
Nie będę Wam opisywać historii miasta (możecie ją znaleźć, chociażby na stronie Wikipedii), która jest bardzo bogata i zaczyna się już w czasach Cesarstwa Rzymskiego od budowy pierwszego kasztelu w 79 roku.
Nadmienię tylko, iż samo miasto jest położone niezwykle malowniczo nad Dunajem, przy ujściu rzek Naab i Regen.
Spacerując po nim, możecie poczuć klimat tego miejsca, jego bogatą historię i podziwiać niezwykle malowniczą architekturę. Niestety jak na wakacyjny czas przystało, miasto postawiło na liczne renowacje. Co niestety powodowało, iż dosłownie co krok potykaliśmy o barierki budowlane, rozkopane ulice i „miliony” rusztowań.
Jeżeli chodzi o kwestie cenowe, to musicie przygotować się na całkiem spory drenaż Waszych portfeli. Miasto ze względu na swoją historię i liczne atrakcje turystyczne mocno się ceni. ;) Nadmienię tylko, że małe lody w ogródku działkowym to koszt od 6 do 8€ i co najważniejsze w większości kawiarni, barów czy nawet sklepików z dewocjonaliami respektowana jest tylko „twarda” gotówka, więc o płatności kartą możecie po prostu zapomnieć.
BMW Fabrik.
Dość jednak o samym mieście, bo głównym celem odwiedzin Ratyzbony była chęć obejrzenia od wewnątrz pobliskiej fabryki BMW.
Jeżeli oczekujecie większej ilości fotografii z tego miejsca, to już na początku muszę Was rozczarować. Wszystkie aparaty, komórki i ogólnie „cały dobytek” należy zostawić przed wejściem na teren fabryki.
Sama wycieczka po fabryce zaś jest niezwykle ciekawa i dla osób interesujących się motoryzacją lub inżynierów może być wręcz pasjonująca.
Przechodząc przez kolejne stanowiska, możecie bowiem zaobserwować działanie tonowych pras wytłaczających na przykład nadwozia. Możecie podziwiać fenomenalną synchronizację robotów, a także obejrzeć, w jaki sposób lakierowane są poszczególne elementy samochodu. Przechodząc zaś na linię montażową, od razu rzuca się w oczy system pracy w niemieckiej fabryce. Wyrobienie normy to jedno, ale widać, że między poszczególnymi „montażami” ludzie mają czas na wymienienie się uwagami sprawdzić, czy mają wszystkie potrzebne materiały itp. Nic na „gwałtu, rety taśma się pali” (byłam w jednej podobnej fabryce w Polsce kilka lat temu i wyglądało to zupełnie inaczej, choć może to już też się zmieniło).
Dlatego, jeżeli macie ochotę i lubicie takie ciekawostkowe „szwendaczki”, to myślę, że warto, będąc w okolicy zapisać się na małą wycieczkę. Z jednym wielkim zastrzeżeniem. Załóżcie wygodne obuwie i miejsce na podorędziu jakiś sweter (nie ubierajcie się zbyt ciepło, bo maszyny wydzielają tego „po kokardki”). Cały spacer trwa prawie trzy godziny w górę, w dół, po schodach, wewnątrz i na zewnątrz. Nie ma zbyt wielu przestojów, więc nie jest to wycieczka typu komfort, dla małych dzieci czy osób, które mają problemy z poruszaniem się. Więc jeżeli nie czujecie się na siłach po prostu odpuście, bo cała wyprawa i oglądanie będzie dla Was po prostu katorgą.
No Comment! Be the first one.