Macbeth, czyli „Projekt Szekspir” w wykonaniu Jo Nesbo.
O mojej słabości do Jo Nesbo (choć może bardziej do Harr’ego Hole ;)) chyba nie muszę przypominać. Dlatego też wciąż poszukuję nowych tytułów autora, którymi mogłabym się zainteresować. No i właśnie tak trafiłam na jeden, który został napisany pod szyldem Projekt Szekspir. Projekt, który w 2016 roku zainicjował brytyjski wydawca Hogarth Press z okazji przypadającego w 2016 roku 400-lecia śmierci Szekspira. Jak poradził sobie autor z przedstawieniem na nowo dzieła wielkiego dramaturga pod tytułem Macbeth? O tym kilka zdań poniżej. ;)
Macbeth lat 70-tych.
W skorumpowanym, pełnym przestępstw i narkotyków mieście do władzy dochodzi nowy komendant — Duncan. Ten, który obiecał walkę ze skorumpowanymi urzędnikami, zorganizowaną przestępczością i bezrobociem. Pomóc w realizacji tego śmiałego planu ma mu Macbeth — szef tutejszej Gwardii i człowiek z ludu, który po brawurowej akcji przejęcia sporego ładunku narkotyków od North Riders wydaje się jedynym i słusznym kandydatem na szefa połączonych oddziałów przestępczości zorganizowanej i narkotykowego. Sam zainteresowany słysząc o nominacji jest bardzo zaskoczony, ale jednocześnie przypomina sobie przepowiednię i wraz z Lady rozpoczyna „marsz po władzę”.
Jest poprawnie…
Muszę przyznać, iż po Jo Nesbo spodziewałam się „wiwatów”, a otrzymałam nieco przegadaną interpretację klasycznego dramatu szekspirowskiego z bardzo mglistym początkiem.
Interpretację, która owszem jest poprawna i ukazuje dramat całej sytuacji. Krwawą walkę o władzę, zazdrość i próbę zaspokojenia męskiego ego podsycaną przez kobietę, której bohater za wszelką cenę chce zaimponować. Dobrze autorowi też udało oddać się to szaleństwo z manią wielkości napędzane chorobą i fobiami trawiącymi umysł głównego bohatera.
Jednak gdzieś w tym wszystkim zabrakło mi tego „błysku” charakterystycznego dla pióra autora, a niektóre przeciągnięte momenty były po prostu nużące. Niemniej jednak sama książka i świeże spojrzenie na dramat Szekspira ogólnie mi się podobały i myślę, że warto spojrzeć w kierunku nie tylko tej jednej powieści, ale także w kierunku całego Projektu. :)
4 komentarze
czytoholik
18 maja 2019 at 12:43Kurczę, miałem dość spore oczekiwania wobec tej książki, bo po przeczytaniu 4 książek Nesbo, w tym trzech o Harrym, najbardziej podobała mi się powieść spoza serii, czyli “Syn”. Dlatego chciałem spróbować z “Macbethem”, bo z Harrym mam wciąż nieco burzliwą znajomość ;)
Ale obawiam się, że to przeciąganie mogłoby mnie zanudzić, bo już właśnie teraz przekonuję się, że nie warto siadać do książek, do których nie ma się pełnego przekonania ;) Męczę dwie pozycje już dwa tygodnie i końca nie widać ;)
Sylwka
19 maja 2019 at 10:02Ja myślę, że właśnie w przypadku “Macbetha”, to właśnie moje oczekiwania odegrały dużą rolę. Ja wiem jak autor potrafi pisać i pociągnąć czytelnika za sobą, a tu te przeciągnięcia mnie po prostu nużyły.
A co to za pozycje tak Cię męczą?
czytoholik
19 maja 2019 at 13:46To fakt – i u mnie zbyt duże oczekiwania zabiły niejedną książkę ;)
A męczą mnie aktualnie “Rodzina Borgiów” i “Blade Runner”. Utknąłem i nie mogę pójść dalej. Nie ciągnie mnie do tych powieści i chyba będę się przymuszał, by je skończyć ;)
Sylwka
20 maja 2019 at 09:32Borgiów nie czytałam, ale Blade Runner do “najprostszych” nie należy – więc trochę się nie dziwię, że utknąłeś.