Steampunk i powstanie styczniowe – Orzeł bielszy niż gołębica Konrad T. Lewandowski.
Od dłuższego czasu „przetrząsam” Internety w poszukiwaniu stemapunku po polsku. No i muszę przyznać, że dzięki tym moim zakrojonym na szeroką skalę poszukiwaniom udało mi się w ostatnim czasie odkryć serię Zwrotnice Czasu, gdzie kilka tytułów zwróciło moją szczególną uwagę. Na czele z Orzeł bielszy niż gołębica Konrada T. Lewandowskiego, polskiego pisarza fantasy, science fiction i powieści kryminalnych, czyli steampunk i alternatywne losy powstania styczniowego.
Twardochody i wygrane powstanie styczniowe.
Dzięki opracowanym przez Ignacego Łukasiewicza twardochodom Polska zyskała nieoczekiwaną przewagę nad rosyjskimi siłami i odmieniła losy powstania styczniowego odzyskując tym samym niepodległość. Utworzony powstańczy rząd zdając sobie sprawę z siły nauki oraz wynalazków i poza genialnym Łukasiewiczem szybko nawiązuje współpracę z innym naukowcem Jamesem Maxwellem.
Jest rok 1866. Trzy lata po nieoczekiwanym zwycięstwie do Polski z Francji wraca młodym porucznik Edward Starosławski. Zostaje on adiutantem Romualda Traugutta, obecnego regenta Królestwa Polskiego, od którego otrzymuje specjalne zadanie. Wraz z chemikiem Karolem Olszewskim i fizykiem Zygmuntem Wróblewskim ma przeglądać i „wyławiać” najciekawsze projekty trafiające do Departamentu Inżynierii Nowej. Wszystko przez to, iż Rosja już prawie „stoi i bram” ze swoim najnowszym wynalazkiem niezwykle podobnym do opracowanego przez Łukasiewicza twardochodu. Czy młody porucznik podoła zadaniu i wśród tysięcy podań odnajdzie wynalazek, który ponownie ocali Polskę?
Twardochody, lekkochody i husaria ogniowa.
Od pierwszej strony po prostu zachłysnęłam się książką.
Aspekt naukowy i połączenie ze sobą znanych światu wynalazków, z nowymi pomysłami (lekkochód — napędzany naftą powóz) oraz znanymi naukowcami (Łukasiewicz wynalazca pędni do twardochodów, czy Maxwell odpowiedzialny za telegraf bez drutu), to był strzał w dziesiątkę. W dodatku wszystkie te cuda techniki były bardzo wiarygodne i możliwe do zbudowania, przez co wszystko to, co dzieje w książce, wydawało się bardziej realne, a wręcz namacalne.
Smaczku całej książce dodają również bohaterowie, a dokładniej porucznik Edward Starosławski. Ten oddany ojczyźnie patriota o wielkim sercu, to postać, której nie można nie polubić. Jego perypetie wojskowe — próby opanowania nowej pozycji, poradzenie sobie z podwładnymi, problemy niekompetentnych wojskowych — oraz miłosne śledziłam z zapartym tchem i wielką przyjemnością.
Ach, to tempo i patriotyzm level master. ;)
Niestety w książce szwankowało trochę tempo akcji. Po fantastycznym wejściu następuje nagłe spowolnienie i przedłużający się wątek defilady, który w mojej ocenie poza funkcją informacyjną nie wniósł nic do fabuły książki. Co gorsze przyniósł kilka zapytań, na które nie doczekałam się odpowiedzi. W dalszej części książki z tym tempem również jest różnie i to chyba jest moja największa uwaga do całej książki. Choć przyznaję, iż zwróciłam jeszcze uwagę na przesadnie podkreślany słownie patriotyzm. Nie wiem, czy mi tylko to „mielenie ozorem” przeszkadzało, ale po prostu czułam, że jest go nawet na tak patriotyczną książkę za dużo.
Podsumowując. Mimo „falującego” momentami tempa akcji alternatywna historia Polski według Konrada T. Lewandowskiego bardzo mi się podobała. Pomysłowość jaką wykazał się autor, bogactwo szczegółów technicznych oraz mnogość bohaterów prawdziwych, oraz fikcyjnych, którzy swoją postawą skradają serce, to było to, czego po książce oczekiwałam. Więc jeżeli macie ochotę na „steampunk made in Poland”, to myślę, że Orzeł bielszy niż gołębica będzie trafionym wyborem.
Ech, liczyłem na jakąś chryję z Przewodasem i się zawiodłem ;P
Jak dobrze być małym blogiem na peryferiach Internetów :P