Cykl: Imperium Radch # 1: Zabójcza sprawiedliwość

Zabójcza sprawiedliwośćZabójcza sprawiedliwość Ann Leckie – czyli obsypana nagrodami najlepsza space opera ostatnich lat.

„Potknęłam” się o tę pozycję dzięki Smokopolitan nr 10. Trochę mi było głupio, bo jako wielbicielka space oper wszelakich jakoś przeszłam obok tej książki i nawet się „nie zatrzymałam”. A tu tyle „ochów i achów” oraz nagród wszelakich (Arthur C. Clarke Award (2014), Locus Science-fiction Award (2016), BSFA (2013), Nebula (2013), Hugo (2014)). Postanowiłam więc nadrobić moje drobne niedopatrzenie i rozpoczęłam klasyczne „węszenie promocji”, aż w końcu moich rękach znalazła się ona — obsypana nagrodami Zabójcza sprawiedliwość Ann Leckie.

Imperium Radch.

Pozwolę sobie zaczerpnąć te słowa z okładki, ponieważ każda moja próba „wypłodzenia” wstępniaka kończyła się jednym wielkim spojlerem.

W odległej przyszłości znaczną częścią zamieszkanego kosmosu rządzi Imperium Radch, gdzie władzę absolutną sprawuje Anaander Mianaai, jedna osoba w tysiącach ciał, wszechobecna i niemal wszechwiedząca. Najsprawniejsi jeńcy wzięci do niewoli na podbitych planetach zostają zamienieni w serwitory – pozbawieni własnej osobowości, stanowią przedłużenie sztucznych inteligencji dowodzących okrętami wojennymi. Zdawałoby się, że SI jednego z tych okrętów, „Sprawiedliwości Toren”, dysponująca setkami oczu i uszu serwitorów, łatwo może utrzymać porządek na podbitej planecie. Jednak wskutek skomplikowanej intrygi wybuchają zamieszki, ulubiona oficer „Sprawiedliwości Toren” zostaje niesprawiedliwie oskarżona i skazana na śmierć, a sam okręt ulega zniszczeniu. Przeżywa tylko jeden serwitor, cząstka sztucznej inteligencji w ludzkim ciele. Odtąd Breq, bo takie przybrała imię, okaleczona psychicznie i emocjonalnie, szuka zemsty na tyranie, który pozbawił ją wszystkiego. W trakcie tych poszukiwań odkrywa przerażającą prawdę o rozłamie w zbiorowym umyśle samego władcy…

Wszędobylski rodzaj żeński.

Przyznaję się szczerze, że „nie ogarnęłam kuwety”.

Sam pomysł świata, zależności, stworzenia serwitorów, które są jednocześnie samodzielnie, ale z drugiej uzależnione od przypisanych funkcji — nie mogę powiedzieć, bo bardzo mi się podobał. Natomiast nie bardzo wiedziałam, o co do końca autorce chodzi, a do tego zamęczyła mnie ona „rodzajem żeńskim”.

Zabójcza sprawiedliwośćNie wiem, czy jesteście w stanie wyobrazić sobie świat, w którym wszyscy określani są jako „ona”. Może nie byłoby w tym jeszcze nic tak irytującego, gdyby główna bohaterka (notabene Sztuczna Inteligencja) nie musiała podkreślać tego na każdym kroku. Do tego wyglądało na to, że sprawia jej to całkiem spory problem i przez to ja zaczynałam mieć problem, bo również zaczynałam rozważać „czy to w końcu jest baba, czy chłop”. To całkowicie wybijało mnie z lektury, bo dla mnie samej płeć nie miała znaczenia i gdyby nie to „podkreślanie”, zapewne nie zwróciłabym na te animozje najmniejszej uwagi — ot, byłaby to tylko ciekawostka.

Podsumowując. Jestem mocno rozczarowana. Oczekiwałam space opery na miarę zdobytych nagród, a dostałam książkę, która zmarnowała swój potencjał. Świetny pomysł na uniwersum stracił się w braku akcji i celu, nadmiarze wypitej herbatki oraz podkreślaniu płci rozmówcy. Nie polecam, ewentualnie jako ciekawostkę, co do konceptu.

 

Dodaj komentarz

*

Wyrażam zgodę