Bazyl, Szaławiła i Oczy uroczne Marty Kisiel.
Wiem, że ostatnio na blogu zapanowało istna #kiślomania i niejednemu z Was zapewne już na widok kolejnej notki „kisiel uszami wychodzi” albo – co gorsza – po prostu „kisiel się ulewa”. 😋 No ale co ja biedna mogę począć, jak akurat tak mi się wszystko poukładało. ;) Mogę jednak obiecać, że jeszcze tylko Oczy uroczne i dam Wam na chwilę odpocząć od Ałtorki (wcale nie chodzi o to, że już wszystko przeczytałam 😅). Jednak zanim przejdziemy do zapowiadanej pauzy, uroczy czort imieniem Bazyl chciałby o sobie przypomnieć. 😜
Wiła – Szaławiła, czort Bazyl i nieoczekiwany atak zimy. ;)
Oda Kręciszewska lekarka z powołania, a do tego Wiła — Szaławiła (tak dokładnie to ta sama dama z opowiadania Szaławiła) wiedzie sobie spokojny żywot w leśnym zaciszu z psiakiem Kuleczką i uroczym, sepleniącym czortem Bazylem, który po prostu pewnego dnia wyszedł z piwnicy w jej domu.
No dobra. Ostatnio ten żywot nie jest do końca taki spokojny. W przychodni, w której pracuje, pojawia się coraz więcej osób, które wymagają „połatania”, bo zostali zaatakowani przez „coś”. Roch zachowuje się dziwnie. Ich przyjacielskie relacje przechodzą całkiem poważny kryzys, do tego stopnia, że przestali ze sobą rozmawiać. Ona sama zaś czuje się podminowana i nie trzyma nerwów na wodzy. Do tego Bazyl właśnie teraz rozpoczął jakąś dziwną „krucjatę”, w której o zgrozo znalazł sobie sprzymierzeńca.
Czy to całe szaleństwo zostanie zażegnane wraz z zakończeniem zbliżającego się przesilenia zimowego? I jaką tajemnicę skrywa w sobie pobliski cmentarz oraz niewielki staw w samym sercu ciemnego lasu, który ją tak do siebie przyciąga?
Czy te oczy… ;)
Marta Kisiel po raz kolejny „pozamiatała”. ;)
W swoim charakterystycznym lekkim stylu „wymieszała” moją ukochaną mitologię słowiańską na czele z Wiłami, Płanetnikami i innymi Demonami z wiedzą naukową. Doprawiła to wszystko pokaźną dawką humoru, skrojonymi na miarę dialogami, świetnie wykreowanymi bohaterami i odrobiną mroku. Mroku, który powoli, acz skutecznie zaczyna spływać na nas z kart książki i uświadamia nam, że zło czyha na nas na każdym rogu i może „zaatakować” nas w najmniej oczekiwanym momencie.
Oczywiście „pod bamboszkiem” tfu… „Pod kocykiem z kosza na pranie” nie zabrakło innych przemyśleń i poważnych tematów, które skłaniają nas do większych bądź mniejszych przemyśleń.
Bazyl the master!
Pamiętacie jak pisałam Wam, że wielbię tego tam ze skrzydełkami i w bamboszkach? No to muszę przyznać, że pierzasty zaczyna mieć całkiem poważną konkurencję. ;) Nie żebym „skakała z kwiatka na kwiatek”, ale te placki ziemniaczane. ;)
No, ale tak trochę bardziej na poważnie. ;)
Bazyl ujął mnie swoją osobowością i próbą odnalezienia „samego siebie”. Jego pomysłowość nie zna granic, a w dodatku jest takim mocno pozytywnym elementem całej historii. A może to jednak wciąż chodzi o te placki ziemniaczane.🤔😅
Oda podniosła głowę znad książki.
– Tak, Bazylku?
– Ten szedemnaszty placzek… to chyba był błond…
– Bazylku, zjadłeś dwadzieścia cztery placki.
– Ale to ten szedemnaszty mi tak zaszkodżił.
Oczy uroczne Marty Kisiel zauroczyły mnie po całości. Ałtorka zaś po raz kolejny udowodniła, że można pisać pięknie i lekko, a poważne tematy „upchać z gracją” między wierszami zmuszając tym samym czytelnika do głębszych przemyśleń. Więc nie wahajcie się i czytajcie, bo książka to rewelacja!
Premiera już 13 marca! 😀
Nie zaskoczę Cię – MUSZĘ TĘ KSIĄŻKĘ PRZECZYTAĆ. ♥
Nie. :D I czytaj, bo warto! :D