Spopielone zwłoki i niezidentyfikowane zielone światło – Inkub Artur Urbanowicz.
Wszystko zaczęło się od Gałęzistych. Ten udany debiut Artura Urbanowicza – z wykształcenia matematyka z zawodu korposzczura urodzonego w Suwałkach – zachęcił mnie do sięgnięcia po kolejną powieść spod jego pióra. No i właśnie Grzesznik, który zdobył Nagrodę Polskiej Literatury Grozy im. Stefana Grabińskiego, to była ta petarda, która utwierdziła mnie w przekonaniu, że #artururbanowiczumiewhorror i „z horrorem mu do twarzy”. ;) Czy trzecia, wydana „pod innym sztandarem” książka pod tytułem Inkub utrzyma dobrą passę autora?
Witajcie Jodoziorach…
Wiosce o dość wątpliwej sławie wśród lokalnej społeczności, w której właśnie teraz zostały znalezione zwłoki małżeństwa w dość dziwnym, spopielałym stanie. Można by się spodziewać jednak, iż dochodzenie będzie wyglądać jak każde inne, ale smaczku całej sytuacji dodaje fakt, iż w trakcie oględzin dom niespodziewanie zwala się policjantom i technikom na głowę, a młody dzielnicowy, który od jakiegoś czasu „drążył” sprawy wioski popełnia samobójstwo.
I właśnie w to samobójstwo nie wierzy Vytautas Česnauskis z komendy miejskiej w Suwałkach, który postanowił bliżej przyjrzeć się sytuacji. Czy dziwne nasilenia przemocy, samobójstw i chorób w Jodoziorach są prawdą, a może to tylko ludzie po raz kolejny przekazują zabobony i wyolbrzymiają sytuację? No i o co chodzi z tym pojawiającym się niezidentyfikowanym zielonym światłem i jaki związek mają bieżące wydarzenia z kobietą mieszkającą w wiosce w latach siedemdziesiątych?
Jest klimat.
Tak, autor po raz kolejny ujął mnie tym ciężkim i wywołującym dreszcze klimatem. Klimatem, dzięki któremu ciągle ma się wrażenie, że już za chwilę wydarzy się coś takiego, że człowiek, wszelki wypadek, ogląda się przez ramię wracając do domu i dwa razy sprawdza, czy drzwi wejściowe zostały zamknięte na klucz. ;)
Utrzymanie „widza” w napięciu nie jest jednak takie łatwe, a w Inkubie ten element wypadł bardzo dobrze. Wszystko to dzięki dwutorowemu prowadzeniu akcji która, mimo iż wydawała się momentami niespieszna, zyskiwała dzięki „przeskokom” i podsycała uczucie niepokoju.
I tak prowadzone przez Vytatusa śledztwo z 2016 roku, które co rusz natrafia na jakieś niewyjaśnione, wręcz paranormalne tajemnice zostało uzupełniane wydarzeniami z 1970 roku, do którego autor przenosi akcję z niezwykłym z wyczuciem chwili. Dzięki temu historie nie konkurują ze sobą, a doskonale się zazębiają i ciężko doszukać się w nich zbędnych powtórzeń. No i oczywiście obie wzbudzają w jakiś sposób grozę i troskę o bohaterów.
Bohaterowie.
Tych jest kilku, ale nie będę się o nich tu rozpisywać, gdyż nie chciałabym za wiele zdradzić i odebrać przyjemności z ich poznawania czy wręcz „rozgryzania”. Jednak muszę przyznać, że w przypadku niektórych osób można odczuwać niezłą huśtawkę nastrojów. Wszystko przez to, iż swoim zachowaniem roztaczają „urok”, ale gdzieś pod skórą można odczuć, że tam w tej otoczce, jest coś nie tak i ta bańka będzie musiała w którymś momencie pęknąć.
Podsumowując. Po raz kolejny nie zawiodłam się i mogę powiedzieć, że Inkub Artura Urbanowicza to niezwykle klimatyczny horror, który trzyma w napięciu do ostatniej chwili i po raz kolejny wprowadza zjawiska nadprzyrodzone oraz lokalne legendy „na salony”. Do tego powoduje niezły „opad szczęki” samym zakończeniem i daje wiele do myślenia o naszych słabościach i lękach. Dlatego, jeżeli macie ochotę na dobrą pełną grozy historię, napisaną lekkim językiem, to nie wahajcie się przytulić tej liczącej zaledwie 728 stron książeczki. ;)
A jej premiera już 3 kwietnia 2019!
P.S. Po przeczytanie koniecznie zajrzyjcie również na profil autora na facebooku i tam znajdziecie ciekawy suplement dla dociekliwych, który jest doskonałym dodatkiem do całej historii.
Ech, od grozy literackiej raczej stronię, ale tu naczytałem się tyle dobrego, że nawet mnie kusi. No i grozę polską współczesną znam słabo bardzo.
No to może warto spróbować. ;)
Czytałam “Gałęziste” i chociaż pomysł uważam za bardzo dobry to wykonanie nieco mnie odstraszyło. Ale słyszałam, że autor znacząco poprawił warsztat literacki, a pomysły nadal ma dobre, więc sięgnę po nową książkę :)
Widać różnicę warsztatową pomiędzy każdą kolejną książką, więc jak będziesz miała okazję to sięgnij, bo myślę, że warto. :)
Książka jak najbardziej znajduje się w moich planach czytelniczych a teraz jeszcze bardziej czuję, że muszę ją kupić :)
W takim razie jestem ciekawa jak Tobie się spodoba i czekam na recenzję. :D
Jak tak czytam kolejne pojawiające się recenzje, to mam wrażenie, że jestem chyba jedyną marudą, którą gryzły niektóre dialogi i relacje Vytatusa z kobietami (a właściwie tę jedną kobietą)… Co nie zmienai faktu, że klimacik faktycznie dobry i oby tak dalej :)
Nie przeszkadzały mi te jego dialogi, bo po pierwszych stronach trochę “zaszufladkowałam” jako takiego nieporadnego chłoptasia. ;)